Teksty / Felietony / TOAST BEZ RECEPTY

Z okazji Światowego Dnia Poezji (a także urodzin Jana Sebastiana Bacha, pierwszego dnia wiosny, Światowego Dnia Lasu, Światowego Dnia Lalkarstwa, Dnia Geodety) wznoszę uroczysty toast sokiem z brzozy. Przy okazji zacytuję Juliana Tuwima z czwartego tomu wierszy – utwór „Rzeź brzóz”:

Brzozom siekierą żyły otworzę,
Ciachnę przez ciało, rąbnę przez korzeń,
Lepkim osoczem brzozy ubroczę,
Na rany białe wargami wskoczę.

Ale po co rzeź? Po co siekierą? Po co przez korzeń? Wystarczy mała dziurka, słomka i sok o cudownych właściwościach skapuje do podwieszonej butelki. Co robi taki sok? Łagodzi bóle reumatyczne, wzmacnia odporność, ma działanie przeciwbólowe, łagodzi nieżyt żołądka, zwalcza anemię i…

Zęby chwytliwe w trzony brzóz wbiję,
Ustami chciwie soki wypiję,
(…)
Może te leki z żywego drzewa
Słów mnie nauczą, których mi trzeba

Czyżby sok z brzozy działał nie tylko moczopędnie, ale i natchnieniopędnie? Czyżby przynosił poetyckie wizje? Niedługo spróbuję (właśnie zaczyna się sezon na świeży sok) i opiszę skutki. Nie ma powodu, by nie wierzyć Tuwimowi, a wiara to więcej niż połowa sukcesu. Może sok z brzozy będzie moim poetyckim placebo.

Niedawno po spotkaniu autorskim młodego poety udałem się w kilkuosobowym gronie do restauracji, by spędzić miły wieczór kulturalno-gastronomiczny. Traf chciał, że usiadłem obok partnerki (muzy?) autora, która pięknie i inteligentnie się uśmiechała, ale raczej nieśmiało brała udział w rozmowie. Pospieszyłem więc z oczywistym w takich sytuacjach pytaniem: A pani czym się zajmuje? Odpowiedź miała w sobie coś z zagadki Sfinksa: Patrzę ludziom w oczy. Większość biesiadników obstawiła psychologię, ale ja nie dałem się zwieść. Od razu wiedziałem, że to okulistka – zobaczyłem to w jej spojrzeniu. Gdy potwierdziła, stało się to, co się stać musiało – każdy swoją chorobę sobie przypomniał i o radę poprosił. Czy laserowa korekcja jest bezpieczna? Co wkraplać na zapalenie spojówek? Jak gapić się w ekran, by sobie nie zaszkodzić? I tak dalej. Taki widać los lekarza, że musi przyjmować nawet w knajpie.

Postanowiłem coś bardziej ogólnego poddać pod dyskusję i z zakamarków umysłu wyciągnąłem wyczytaną gdzieś informację, że wiele nowych leków przeciwbólowych nie może przejść testu placebo. Mówiąc prościej, tworzone w laboratoriach preparaty są równie skuteczne jak masa tabletkowa. Pani doktor podbiła stawkę informacją, że efekt placebo nie dotyczy jedynie leków, ale też zabiegów. Chodzi o pozorowane operacje, polegające jedynie na przecięciu i zszyciu skóry pacjenta (oraz całej operacyjnej otoczce), które – jak się okazuje – w niektórych schorzeniach (na przykład przy bólach zwyrodnieniowych kolan) dają znakomite efekty.

Wierzymy w procedury medyczne, w zabiegi ekspertów i… sami sobie pomagamy. Być może tylko sobie wmawiamy poprawę, ale co to za różnica? Jeżeli wydaje mi się, że czuję się lepiej, to czuję się lepiej – kolano mniej boli (choć pewnie obiektywnie zwyrodnienie pozostało). Ale najciekawsze przeczytałem sobie już w domu. Otóż z badań harvardzkich naukowców miałoby wynikać, że placebo może pomagać, nawet gdy pacjent zdaje sobie sprawę z braku substancji aktywnych w podawanych mu tabletkach.

Od razu pomyślałem, jak przenieść tę strategię w inne dziedziny życia? Czy placebowy doping w sporcie byłby dozwolony? Dla ciężarowców garść lentilków tuż przed startem, dla kolarzy buteleczka z czystą wodą, ale z torby doktora. Jeśli zawodnicy ulegną sile sugestii – zostaną mistrzami. Kiepsko idzie naszej firmie? To może dajmy pracownikom podwyżkę o zero złotych. Samo słowo podwyżka zadziała mobilizująco. Może nawet służbę zdrowia dałoby się jakoś uzdrowić efektem placebo. Albo domowy budżet… Gdy na koncie pusto, wystarczy założyć drugi rachunek i robić sobie między nimi przelewy. W ten sposób będziemy dużo wydawać, ale i nasze przychody (wpływy) będą rosły. Może dostaniemy w którymś z banków złotą kartę VIP, a wtedy kelner postawi przed nami kieliszek szampana albo szklaneczkę soku z brzozy. „Na koszt firmy”.

Właściwie to i poezję można potraktować jako tabletkę placebo na egzystencjalne lęki. Coś tam sobie zapisujemy, wydajemy i… czasami pomaga.

 


Autor
Piotr Grobliński, poeta, dziennikarz, publicysta kulturalny. Urodzony w 1966 roku w Łodzi. Jako poeta i recenzent debiutował w 1986 roku w „Odgłosach”. Opublikował sześć tomików poetyckich: Błękitne lustro aksjologii (1990), Filozoficzne aspekty tramwaju (1995), Zgodnie z regułą splotów (1997), Festiwale otwartych balkonów (2005), Inne sprawy dla reportera (2012), Karma dla psów (2018), a także zbiorów felietonów Depilacja okolic serca (2014) i Wanna na wydaniu (2020). Pracuje w Łódzkim Domu Kultury jako redaktor specjalizującego się w poezji wydawnictwa Kwadratura. Ponadto redaguje portal SNG Kultura. Publikuje felietony, reportaże i recenzje książek oraz spektakli teatralnych, m.in. w „Kalejdoskopie”, prowadzi spotkania z ludźmi kultury. Pomysłodawca i członek kapituły nagrody Armatka Kultury.

23.05.2025 | Piotr Grobliński

Felietony

TRAMWAJEM DO ŚLUBU

Za moich czasów przed ślubem kościelnym trzeba było wziąć ślub cywilny. Nie było wyboru, więc wziąłem, ale dużej wagi do tego cywilnego nie przywiązywałem. Ubrałem się jak zwykle, do urzędu pojechałem tramwajem, podpisałem i... czekałem na ślub właściwy. Sam wybrałem nie tylko wybrankę, ale też ważniejszą dla mnie ceremonię.

CZYTAJ DALEJ +

16.05.2025 | Piotr Grobliński

Felietony

SZAFA ZDOBI CZŁOWIEKA?

Mam ostatnio okazję z bliska obserwować pracę aktora nad rolą. Przygotowujemy spektakl na podstawie noweli czy - jak chcą niektórzy - reportażu Władysława Reymonta "Pielgrzymka do Jasnej Góry". Zrobiłem adaptację, jestem współreżyserem, można zatem powiedzieć, że śledzę sprawy od środka. Trwają próby, aktor czyta, mówi, myli się, szuka właściwej interpretacji, ustalamy, jak ma się poruszać po scenie

CZYTAJ DALEJ +