Mam ostatnio okazję z bliska obserwować pracę aktora nad rolą. Przygotowujemy spektakl na podstawie noweli czy – jak chcą niektórzy – reportażu Władysława Reymonta „Pielgrzymka do Jasnej Góry”. Zrobiłem adaptację, jestem współreżyserem, można zatem powiedzieć, że śledzę sprawy od środka.
Trwają próby, aktor czyta, mówi, myli się, szuka właściwej interpretacji, ustalamy, jak ma się poruszać po scenie. I nagle po kilku próbach przychodzi kostium. Aktor się przebiera, zakłada długie skórzane buty, surdut, białą koszulę, musznik i poszetkę. I nagle zaczyna inaczej się poruszać, inną przybiera postawę, inne gesty wykonuje. A za gestami idzie też ton głosu, wydaje się pełniejszy przy dumnej postawie. Może to tylko złudzenie, może sugestia, ale widzę, że to ubiór dokonał tej przemiany. Nie: pomógł się zmienić, nie: ułatwił zmianę, ale dokonał jakiegoś uszlachetnienia postaci.
A w kostiumie najważniejsze buty. Doświadczeni aktorzy mówili, że rola zaczyna się od butów. Zakładasz oficerki albo trzewiki z długimi nosami i od razu wiesz, jak się poruszać, jak się zachowywać. To dzieje się samo, organicznie. Idąc za tą myślą, w teatrach należałoby zatrudniać najlepszych szewców, którzy interpretowaliby tekst dramatu poprzez swoje obuwnicze artefakty. Szewc drugim (a może nawet pierwszym) reżyserem spektaklu! Choć przecież i spodnie ważne. Te w naszym spektaklu nie mają kieszeni i aktor czasami nie wie, co zrobić z ręką. Odruchowo próbuje wsadzić dłoń do kieszeni i ten nieudany, z konieczności zatrzymany gest wytrąca go z rytmu. No ale spodnie mają być autentyczne, z epoki. Zatem i gesty muszą być z epoki. Skąd wiedza o dawnych gestach? Z obrazów, ilustracji, opisów w książkach? Może z filmów? A może właśnie z ubrań, z możliwości, jakie dają.
Może w tym tkwi przyczyna naszego współczesnego rozmemłania. Nosimy złe buty, zbyt wygodne stroje i sami stajemy się jacyś tacy za luźni. Biedna młodzież, zmuszona modą do zakładania tych wielkich sportowych butów niby do koszykówki, ale noszonych z rozwiązanymi sznurowadłami, do noszenia spodni o powierzchni nogawek równej powierzchni żagla małej łódki, te dziewczyny zimą odsłaniające pępki, ci chłopcy w spodniach odsłaniających przedziałek przy każdym pochyleniu… jak w takim stroju być poważnym, energicznym i skupionym? Jak być dobrze ułożonym, skoro w ubraniu nic się nie układa? Szata nie tylko zdobi człowieka, nie tylko chroni go przed zimnem, ona go też kształtuje.
Oczywiście przysłowie Nie szata zdobi człowieka nie jest głupie. Wiadomo: nie to, co zewnętrzne, ale wnętrze się liczy – to, jakim jest się człowiekiem. Nie ubiór czy biżuteria, a przymioty etyczne i intelektualne są prawdziwą ozdobą i na nie powinno się zwracać uwagę. Po wyglądzie nie powinno się oceniać nieznanej nam osoby (Nie oceniaj książki po okładce). W wersji Ignacego Krasickiego:
Nie wszystko złoto, co się świeci z góry,
Ani ten śmiały, co zwierzchnie sroży,
Zewnętrzna postać nie czyni natury,
Serce, nie odzież, ośmiela lub trwoży.
Tyle tylko, że pani, gdy już skończyła omawiać w szkole te słowa, przypominała, że jutro jest akademia, apel, święto lub rozdanie świadectw i że trzeba w związku z tym ubrać się na galowo, co w moim przypadku oznaczało granatowe spodnie, białą koszulę i aksamitkę pod szyją. Strój bowiem także wyraża nasz (lub na nas wymuszony) stosunek do sytuacji. Bywa też ekspresją naszego wnętrza, wyrazem aspiracji lub buntu. Wiedzą o tym przedstawiciele wszelkich subkultur, przywdziewający swoje subkulturowe mundurki.
Wracając do aktora – przywdziać kostium to jedno, ale umieć go nosić to drugie. Być na tyle plastycznym, by się kostiumowi poddać,odnaleźć w konwencji. Nie wszyscy to potrafią. Nie wszystkie dziewczyny potrafią chodzić w szpilkach, nie na każdym garnitur dobrze leży nawet w drugim pokoleniu. O fraku nawet nie wspomnę.
Felietony
Sto lat temu zmarł Władysław Reymont, wielki pisarz, noblista, autor... no właśnie. "Ziemię obiecaną" i "Chłopów" zna każdy (prawie) każdy głupi, a i wielu mądrych. Ale te mniej popularne utwory, na przykład "Pielgrzymkę do Jasnej Góry", "Marzyciela" czy "Bunt"? Ja właśnie nadrabiam zaległości z okazji Roku Reymonta. Nadrabiam, ale i odkrywam wielce ciekawe rzeczy.
Felietony
Mieliśmy wybory, a przedtem kampanię. Słowo zaczerpnięte z języka wojennego, nie bez powodu. Potyczki, zaczepki, rywalizacja mało rycerska trwała przez długie miesiące. No ale teraz już spokój - myślałem naiwnie. Myślałem, że politycy zabiorą się do pracy, a znajomi na Facebooku wrócą do postów o kotach i zmianach w przyrodzie. Powiem wprost - myliłem się.