Teksty / Felietony / SKŁADNIA NIEZGODY

Niektórzy uczniowie i niektóre uczennice po raz pierwszy doświadczyli/doświadczyły kryzysu. Smutne. I prawdziwe. To prawdziwe zdanie z naukowego tekstu o problemach edukacji w czasie pandemii. Rozbudujmy je trochę dla jaśniejszego przedstawienia problemu: Niektórzy uczniowie i niektóre uczennice po raz pierwszy doświadczyli/doświadczyły kryzysu, a w dodatku zostali/zostały wtłoczeni/wtłoczone w system nauki zdalnej, do którego ich przemęczeni/przemęczone nauczyciele/nauczycielki nie byli/były przygotowani/przygotowane. Straszne, prawda? Tak Polki i Polacy będą teraz pisali/pisały? To mógłby być element świata przedstawionego w jakiejś fantazji science-fiction o dystopijnym społeczeństwie przyszłości albo fragment (słabego) skeczu w kabaretowym programie telewizyjnym. Ale to dzieje się naprawdę. I nazywa się „język inkluzywny”. Zaczęło się od wprowadzania do obiegu nawet najdziwniej brzmiących nazw żeńskich (temat godny najlepszych dramaturżek), potem przyszła moda na Polki i Polaków, emerytów i emerytki, socjologów i socjolożki. Teraz – jak widać – czas na czasowniki i zaimki. Coś każe naszym naukowczyniom (Word jeszcze mi to słowo podkreśla) udziwniać i koślawić język.

Nie sądzę, by kryły się za tym jakieś złowieszcze zamiary. Nie sądzę, by w kuluarach genderowo-feministycznego panelu dyskusyjnego postanowiono z premedytacją wykończyć język ojczysty (bo jest właśnie ojczysty, a nie matczysty). Sądzę, że intencje są szlachetne, a imię głównej intencji – równość. Równość kobiet i mężczyzn, której język (spersonifikujmy go na potrzeby tego zdania) nie szanuje. Coś w tym niestety jest – weźmy choćby podział na rodzaje w liczbie mnogiej. Rodzaj męskoosobowy i niemęskoosobowy, czyli z jednej strony faceci (stali), z drugiej – kobiety, zwierzęta i stoły (stały). Trochę to sobie język niezręcznie wymyślił, może dlatego, że sam jest rodzaju męskiego.

A zatem kobiety nie mają łatwo (któż zresztą ma dzisiaj łatwo?) – tradycyjnie obarczane są domowymi obowiązkami, wychowanie ogranicza ich ekspresję, częściej samotnie wychowują dzieci, częściej doznają domowej przemocy, w niektórych zawodach mniej zarabiają, w innych więcej się od nich wymaga, a w dodatku… dyskryminuje je gramatyka. Pytanie tylko, czy takie ględzenie coś im pomoże? Nie takie ględzenie, jak moje tu, ale takie jak cytowanej na początku autorki. Czy dodawanie w każdym zdaniu drugiego wariantu zapewni kobietom spokój i szacunek, czy ukośnik/ukośnica stanie się narzędziem wyzwolenia? Czy naprawdę poczują się lepiej, gdy liderzy opozycji zapewnią w telewizji, że walczą o lepszy los Polek i Polaków? Równie nieskutecznie.

Nie każdy (i nie każda) potrafi dostrzec w miarę oczywistą rzecz, że formy męskie czasami odnoszą się do obu płci. Że kinowy afisz zapraszający widzów, ale pomijający widzki, nie jest żadną dyskryminacją, że osiedlowy „Punkt obsługi mieszkańców” obsłuży też panie, że Stowarzyszenie Pisarzy Polskich nie jest – mimo takiej nazwy – organizacją seksistowską, która nie przyjmuje w swe szeregi piszących kobiet. A komuniści? Czy umieszczenie w ich międzynarodówkowym hymnie frazy „powstańcie, których dręczy głód” (a nie: powstańcie, których i które dręczy głód) świadczy o braku wrażliwości na los kobiet? O ich wykluczeniu z kategorii „ludu ziemi”, notabene i tak wyklętego? Ten medal ma też drugą stronę – nazw męskich używa się często w kontekstach negatywnych. Policja walczy z przestępcami, a nie z przestępcami i przestępczyniami, wyłudzeń podatku VAT dokonują oszuści, a nie oszuści i oszustki, przystanki tramwajowe niszczą chuligani, a nie chuligani i chuliganki. Ta jawna dyskryminacja mężczyzn, to przypisywanie im przez językowy uzus wszelkich niegodziwości jakoś umyka naukowcom i naukowczyniom.

Mojej uwadze nie umknęło natomiast opublikowane niedawno rozporządzenie francuskiego ministra edukacji, który zakazał używania pisowni inkluzywnej w szkołach, gdyż dodawanie odpowiedników żeńskich stanowi przeszkodę w czytaniu i rozumieniu pisma. Minister zakazał! I to w postępowej Francji! Może francuskie elity pierwsze doświadczyły kryzysu… My ich doświadczenia przyswajamy zawsze z pewnym opóźnieniem.

 

Foto: Krzysztof Golec-Piotrowski


Autor
Piotr Grobliński, poeta, dziennikarz, publicysta kulturalny. Urodzony w 1966 roku w Łodzi. Jako poeta i recenzent debiutował w 1986 roku w „Odgłosach”. Opublikował sześć tomików poetyckich: Błękitne lustro aksjologii (1990), Filozoficzne aspekty tramwaju (1995), Zgodnie z regułą splotów (1997), Festiwale otwartych balkonów (2005), Inne sprawy dla reportera (2012), Karma dla psów (2018), a także zbiorów felietonów Depilacja okolic serca (2014) i Wanna na wydaniu (2020). Pracuje w Łódzkim Domu Kultury jako redaktor specjalizującego się w poezji wydawnictwa Kwadratura. Ponadto redaguje portal SNG Kultura. Publikuje felietony, reportaże i recenzje książek oraz spektakli teatralnych, m.in. w „Kalejdoskopie”, prowadzi spotkania z ludźmi kultury. Pomysłodawca i członek kapituły nagrody Armatka Kultury.

13.03.2025 | Piotr Grobliński

Felietony

KOREKTA WYOBRAŻEŃ

W marcowym "Kalejdoskopie" wywiad z Arturem Domosławskim, laureatem Łódzkiej Nagrody Literackiej im. Juliana Tuwima. Autorem słynnej biografii Ryszarda Kapuścińskiego, a także mniej słynnej biografii Zygmunta Baumana. Ostatnio opublikował tom Rewolucja nie ma końca, poświęcony Ameryce Łacińskiej. Jak sam przyznaje, "doświadczenie latynoamerykańskie wpływa na mój (czyli jego) sposób pisania również o Polsce". Nigdy nie byłem w Ameryce - być może dlatego się różnimy.

CZYTAJ DALEJ +

07.03.2025 | Piotr Grobliński

Felietony

CZTEREJ PANCERNI I KOT

Napisałem kiedyś wiersz, który zyskał pewną popularność. Doczekał się publikacji, tłumaczeń, nagrań w aktorskim wykonaniu, a nawet dwóch etiud filmowych. Zdarzyło mi się nawet słyszeć o nim z ust przypadkowo spotkanych spacerowiczów. Czyli trafił nie tyle pod strzechy, co na osiedlowe skwerki. Teraz powraca za sprawą AI.

CZYTAJ DALEJ +