Pod – małe, a jakże ciekawe słowo. Niepozorny dodatek, przyimek (przedimek?) podległy rzeczownikowi albo w ogóle kawałek, przedrostek modyfikujący znaczenie. Ale jak bogate te modyfikacje, te niuanse i paradoksiki. Wiadomo: pod jest poniżej, poniżej czegoś, nie dorasta, nie dostaje. Pod szafą, pod oknem, ale już nie pod miastem, bo pod miastem to wcale nie znaczy w kanałach, ale jakby przed miastem, obok miasta. A pod drzewem to poniżej korzeni? Tam odpoczywasz sobie gościu? Podporucznik owszem – tak jest, podlega porucznikowi, niższy jest rangą, a może i wzrostem. Ale czy podpis mniejsze od pis-ma znaczenie? Czy podbródek jest rzeczywiście pod brodą, czy może broda poniżej podbródka? Jeszcze większy bałagan na boisku: pod-skok idzie w górę jak młode pędy bambusa, a skok może być płaski jak przy trójskoku. Więcej powiem – skoki narciarskie w zasadzie są skierowane do dołu. Z innej beczki: nad-skakiwanie jest domeną pod-władnych. I tak dalej… Krążę tu wokół słówka niczym boy czekający przy wejściu na hotelowych gości, bo chciałbym coś szepnąć.
No właśnie – szept i podszept. Czy podszept cichszy jest jeszcze od szeptu? A może tak cichy, bo to wewnętrzny głos jakiś słyszymy? Każdy słyszał wiele takich historii. Wracałem z pracy tą samą co zwykle drogą, a tu nagle coś mnie tknęło. Skręciłem w boczną, nieznaną uliczkę i właśnie tam spotkałem niewidzianego od lat kuzyna, z którym zawsze chciałem odnowić kontakt. Ja zgubiłam się w lesie, chodziłam w kółko coraz bardziej zmęczona i przestraszona. Nagle na mojej drodze stanął dziwny starzec, który pokazał mi właściwy kierunek. A ja jechałem nocą przez pustynię. Coś kazało mi skręcić w czarną pustkę. Po paru minutach zobaczyłem palące się ognisko i czekających jakby na mnie ludzi, którzy obdarowali mnie jedzeniem i opowieściami. Nie, to nie mógł być przypadek. Wierzymy w podszept intuicji, w podświadomość, w dobre duchy, w opiekę aniołów. Trudniej nam przychodzi uwierzyć w podszepty szatańskie. Polityczni prowokatory, agenci obcych służb – no może, choć pachnie to trochę teorią spiskową. Ale siarka…
Zapytałem znajomego, po co mu ten piorun na facebookowym zdjęciu. – Czuję, że muszę jakoś zaprotestować, poprzeć, przeciwstawić się, dać świadectwo – trochę się gubił, ale zrozumiałem. To jest wojna! Zamiast się jednak zbroić w argumenty, przedstawiłem rzecz od innej strony. Otóż drogi kolego, Szatan nie namawia nas do złego, namawia nas do poparcia słusznej sprawy. Jednych namawia do poparcia jednej słusznej sprawy, a drugich – do poparcia innej. A potem podpowiada, jak przyłożyć przeciwnikowi. Ochrona życia kontra wolność kobiet – zaczynamy kolejną rundę. Tak krzyczy, a raczej szepcze. Podszeptuje. A my się naparzamy jak ikonoklaści z ikonodulami o kult obrazów. Znajomy – człowiek oczytany i światowy – naturalnie zakwestionował istnienie mocy piekielnych. Dopuścił jedynie możliwość ingerencji tajnych służb. Dobre i to – podsumowałem.
Sporo sporów w państwie duńskim. I w europejskim parlamencie. Jeden mądrzejszy od drugiego. Ostatnio spierano się o wegańskie burgery. Jedni uważają, że świat byłby lepszy, gdyby ludziom sprzedawać warzywne mięso i roślinny nabiał. Inni chcą walczyć do ostatniej kropli krwi, żeby mięso było mięsem. Nie twierdzę, że to spory nieistotne. Też uważam, że rozmywanie znaczenia słów jest psuciem języka i relatywizacją pojęć. Wino bezalkoholowe to dla mnie absurd i każdy podczaszy na pewno by mnie poparł w tej kwestii. Oksymorony są dobre w poezji, ale nie na etykietach. Ale język ma swoje prawa, w tym – prawo do absurdów. Obrońcom tradycji warto przypomnieć, że kiedyś podkomorzy był zastępcą komorzego. Z czasem jednak stał się urzędnikiem ważniejszym i w czasach Mickiewicza nikogo już nie dziwiło, że najwyższe brał miejsce za stołem. Pod- stał się jakby nadkomorzym, co można uznać za proces emancypacyjny. Pod zostało zrównane z nad, a nawet w ramach zadośćuczynienia za wieloletnie krzywdy – zostało nobilitowane. Mały tryumf pokory. Ale słowo nad ma się całkiem nieźle. Wielu podejmuje spór tylko po to, by przez chwilę być nad przeciwnikiem.
Rys. Marcin Andrzejewski
Felietony
W marcowym "Kalejdoskopie" wywiad z Arturem Domosławskim, laureatem Łódzkiej Nagrody Literackiej im. Juliana Tuwima. Autorem słynnej biografii Ryszarda Kapuścińskiego, a także mniej słynnej biografii Zygmunta Baumana. Ostatnio opublikował tom Rewolucja nie ma końca, poświęcony Ameryce Łacińskiej. Jak sam przyznaje, "doświadczenie latynoamerykańskie wpływa na mój (czyli jego) sposób pisania również o Polsce". Nigdy nie byłem w Ameryce - być może dlatego się różnimy.
Felietony
Napisałem kiedyś wiersz, który zyskał pewną popularność. Doczekał się publikacji, tłumaczeń, nagrań w aktorskim wykonaniu, a nawet dwóch etiud filmowych. Zdarzyło mi się nawet słyszeć o nim z ust przypadkowo spotkanych spacerowiczów. Czyli trafił nie tyle pod strzechy, co na osiedlowe skwerki. Teraz powraca za sprawą AI.