Jakoś nam nie idzie, nie wychodzi. Złośliwe komentarze na internetowych portalach, pseudodyskusje w telewizyjnych studiach, kłótnie przy rodzinnym stole, ludzie wpatrzeni w swoje telefony nawet podczas spotkań w restauracji – już nie umiemy czy może nie chcemy ze sobą rozmawiać? Może nie jesteśmy już siebie ciekawi…
Ciekawe, dlaczego tak się dzieje? Przyczyn jest zapewne wiele. Naukowcy, publicyści, kaznodzieje, terapeuci, psychologowie i psycholożki, socjologowie i socjolożki nie mogą się dogadać, dlaczego nie możemy się dogadać. Nie do końca wiadomo nawet, co by to słowo miało znaczyć. Dogadać się, czyli przekonać drugą stronę, uzgodnić kompromis, poznać cudze argumenty? Albo przynajmniej nawiązać kontakt, spędzić razem czas. O dzieciach się mówi, że na ogół jakoś się ze sobą dogadują, czyli… nie wyrywają sobie zabawek.
Ulubiona zabawka naszych czasów, ten nasz window na świat, miała w założeniu poprawić komunikację, ale zdaniem wielu pogorszyła. Rozmowa z nickiem, z awatarem, często nawet z botem, a nie z człowiekiem twarzą w twarz radykalizuje wymianę zdań, spłyca myśli, czyni dyskusję zbyt emocjonalną. Opinia polityk X nie ma racji nikogo w Internecie nie zainteresuje. Ale zdanie polityk Y to debil, agent i onuca ma szansę na lajki i komentarze obu internetowych plemion. A algorytmowi wszystko jedno, czy reakcje są pozytywne, czy negatywne. Byleśmy klikali, byle reklamy (się) sprzedawały.
Pośredniość, polaryzacja, plemienność i upolitycznienie nie sprzyjają debacie – to banał. Dodajmy zatem coś jeszcze – pakietowość w postrzeganiu poglądów rozmówcy. Jeśli jesteś przeciwny liberalizacji prawa do aborcji, to na pewno negujesz też ocieplenie klimatu, jeśli jesz mięso, to na pewno jeździsz po to mięso SUV-em, a nie rowerem – takie obowiązują schematy. Wyjaśnijmy na wszelki wypadek – fałszywe. Dorzućmy też prywatyzację kanałów informacji. Jeśli ktoś zostaje redaktorem naczelnym pisma, dyrektorem jakiejś instytucji, szefem uniwersyteckiej katedry, najczęściej określa tematy, które będą tam na tapecie, i podaje zasadniczy ton wypowiedzi, pozostawiając podwładnym wolność w delikatnym cieniowaniu przekazu. Ścieranie się poglądów? (Prawie) nikt nie chce się ścierać z poglądami szefa.
Dorzućmy wreszcie polityczną poprawność inkluzywnego języka, który miał włączać do dyskusji grupy zmarginalizowane, a który w rzeczywistości wyklucza wkurzoną dziwactwami większość. Gdy słyszę o osobach aktorskich, które wystąpią dla osób studenckich (już nie dla studentów i studentek, nawet nie dla osób studiujących, ale – dla osób studenckich), to nie jestem pewny, czy to czasem nie jakaś kabaretowa parodia języka postępu. Od razu przechodzi mi ochota na wymianę poglądów. Ostatnio zamiast o poruszających się na wózkach przeczytałem o osobach z alternatywną motoryką. Zapewne to mój fałszywie pojęty konserwatyzm językowy kazał mi porzucić lekturę w tym miejscu, a przecież dalej mogło być coś ciekawego.
Sztuka salonowej konwersacji umarła wraz z salonami, sztuczna inteligencja rozprawiła się z rozprawkami jako nauką argumentacji, debata publiczna sprowadza się do popisów retorów amatorów przerywanych refrenem ja panu nie przerywałem, a rozmowa ze znajomymi to często wysłuchiwanie ich historii i narzekań z nieśmiałymi próbami wtrącenia czegoś od siebie. Kto zatem nauczy nas rozmawiać? Na pewno nie ChatGPT, któremu możemy zlecić mówienie (i myślenie) za nas. Może lepiej powrócić do dawnych czasów – do sympozjonów, scholastycznych dysput, opowiadania przez kolejne osoby historii na zadany temat. Z tą scholastyką to ciekawa sprawa. Jak całe średniowiecze nie cieszy się dobrą sławą, a szkoda. W scholastycznej dyspucie obowiązywała bowiem zasada, która bardzo by się dziś przydała: zanim zacząłeś polemizować, musiałeś streścić poglądy adwersarza, a on musiał potwierdzić, że dobrze zrozumiałeś. Jakże by to było pomocne w dzisiejszych kłótniach politycznych… tylko kto potrafiłby streścić poglądy przeciwnika?
Felietony
W marcowym "Kalejdoskopie" wywiad z Arturem Domosławskim, laureatem Łódzkiej Nagrody Literackiej im. Juliana Tuwima. Autorem słynnej biografii Ryszarda Kapuścińskiego, a także mniej słynnej biografii Zygmunta Baumana. Ostatnio opublikował tom Rewolucja nie ma końca, poświęcony Ameryce Łacińskiej. Jak sam przyznaje, "doświadczenie latynoamerykańskie wpływa na mój (czyli jego) sposób pisania również o Polsce". Nigdy nie byłem w Ameryce - być może dlatego się różnimy.
Felietony
Napisałem kiedyś wiersz, który zyskał pewną popularność. Doczekał się publikacji, tłumaczeń, nagrań w aktorskim wykonaniu, a nawet dwóch etiud filmowych. Zdarzyło mi się nawet słyszeć o nim z ust przypadkowo spotkanych spacerowiczów. Czyli trafił nie tyle pod strzechy, co na osiedlowe skwerki. Teraz powraca za sprawą AI.