Teksty / Felietony / WIOSKI (Z) MIASTAMI

Powoli zbliżający się do końca rok 2024 dla wielu miejscowości zaczął się sporą zmianą. Wioski stały się miastami, nie wszystkie oczywiście, tylko 34. Między innymi położony nad Pilicą Inowłódz. Można by powiedzieć, że Inowłódz stał się nowym miastem nad Pilicą, gdyby nie fakt, że Nowe Miasto nad Pilicą istnieje sobie nad Pilicą kawałek dalej. Dalej – płynąc z biegiem rzeki (albo biegnąc wzdłuż rzeki do morza).

Za to Nowa Wieś Spiska to leżące na Słowacji miasto, które w latach 1412–1769 należało do Polski. Z kolei w powiecie konińskim spotkamy wieś o nazwie Stare Miasto, która zapewne kiedyś miastem była. Tak jak Inowłódz – też był kiedyś miastem, potem nie był, a teraz znowu jest. 1 stycznia miastem stał się, choć pewnie budzący się po sylwestrowych szaleństwach mieszkańcy wielu zmian za oknem nie dostrzegli. Za to wójt tego dnia obudził się burmistrzem, czyli coś jakby mistrzem miasta.

Aby uzyskać lub odzyskać status miasta, miejscowość powinna spełnić większość warunków z poniższej listy: posiadać odpowiednią liczbę mieszkańców (granicą są tu niby dwa tysiące, ale ostatnio status miasta otrzymują też mniejsze miejscowości, choćby Inowłódz) i infrastrukturę (np. kanalizację), typowy dla miast układ urbanistyczny – wyraźnie ukształtowane centrum, najlepiej z rynkiem, powinna być siedzibą instytucji o znaczeniu ponadlokalnym, nie posiadać zabudowy zagrodowej ani zbyt wielu mieszkańców trudniących się rolnictwem, dobrze by było mieć też miejską przeszłość, herb, no i zgodę społeczności potwierdzoną w konsultacjach. Tyle mało precyzyjna teoria.

Czym jest miasto? Mój subiektywny pogląd w tej sprawie opiera się na znalezieniu rzeczy, które w mieście są absolutnie niezbędne. Sine qua non – bez których nie… ma miasta. Mam trzy propozycje. Po pierwsze, nie ma miasta bez księgarni. Niech będzie mała, połączona ze sklepem papierniczym, niech to będzie antykwariat albo rozbudowany salonik prasowy, ale w mieście powinno się mieć możliwość kupienia książki. Myślałem też o kinie albo o teatrze, ale w końcu postawiłem na księgarnię. Bliższa ciału koszula, a pisarzowi księgarnia. Po drugie, w mieście powinny jeździć tramwaje. Albo chociaż autobusiki, ale takie z numerami linii, rozkładami jazdy i pętlami na końcu ulicy. Istnienie komunikacji miejskiej świadczy o istnieniu miasta. No dobra, przyznaję – są miasta bez komunikacji. Ale niech chociaż mają taksówki – przynajmniej dwie. (Kiedyś znalazłem w Internecie ogłoszenie z miejscowości, do której chciałem się wybrać na koncert. Zadzwoniłem, ale pan taksówkarz akurat wyjechał… na urlop. Zapytany o kolegów, wyznał, że jest jedynym taksówkarzem w całej miejscowości). Albo niech mają pociąg, albo dorożki, albo riksze. Po trzecie wreszcie, w mieście muszą być restauracje, kawiarnie albo puby. Lokale muszą być. Nie budki z kebabami, nie sezonowe bary nad zalewem, nie obiady domowe – nawet najsmaczniejsze. Muszą być miejsca spotkań, z kartą dań, kelnerami, może nawet z muzyką. Tak to sobie wyobrażam.

Księgarnia, tramwaj, knajpa – czy jest tu jakiś wspólny mianownik? Może chodzi o komunikację, o spotkanie, ruch, zmienność. Istotą miejskości jest zderzenie z innością, interakcje z nieznajomymi, uliczna rozmaitość doznań. W tym sensie wielu mieszkańców współczesnych metropolii nie żyje wcale w mieście. Dojeżdżają samochodem spod drzwi domu do podziemnego garażu swojego biurowca i z powrotem jak rolnik dojeżdżał wozem na pole. Jeżeli dodatkowo zakupy robią przez Internet, nie mają okazji do spotykania ludzi, różnych ludzi. A miasto powinno taką okazję dawać. Miasto jest jak podgrzewana woda, w której cząsteczki częściej się ze sobą zderzają (i łatwiej parują), wieś byłaby wodą zimną. Orzeźwiającą, smaczną, ale nie nadającą się na przykład do zaparzenia herbaty. To nie miało być porównanie wartościujące – życie w mieście nie jest ani lepsze, ani gorsze od życia na wsi. Ludzie z miasta (ci trochę starsi) uciekają na wieś, ludzie ze wsi (ci trochę młodsi) wyjeżdżają do miasta. Niektórzy żyją nawet w dwóch domach i dwóch czasach – letnim czasie wymagającym orzeźwienia i zimowym, gdy mamy ochotę na rozgrzewającą herbatę. Pół roku w mieście, pół – na letnisku.

Marzy mi się ustawa przyznająca wraz z prawami miejskimi środki na prowadzenie księgarni i jedną linię autobusową. W Inowłodzu przydałoby się moim zdaniem połączenie ze Spałą i knajpą we Fryszerce. I koniecznie przystanek przy księgarni w rynku.

 

Foto: Katarzyna Świętochowska, wernisaż w Nowej Gdyni 7 grudnia o 15.00

 


Autor
Piotr Grobliński, poeta, dziennikarz, publicysta kulturalny. Urodzony w 1966 roku w Łodzi. Jako poeta i recenzent debiutował w 1986 roku w „Odgłosach”. Opublikował sześć tomików poetyckich: Błękitne lustro aksjologii (1990), Filozoficzne aspekty tramwaju (1995), Zgodnie z regułą splotów (1997), Festiwale otwartych balkonów (2005), Inne sprawy dla reportera (2012), Karma dla psów (2018), a także zbiorów felietonów Depilacja okolic serca (2014) i Wanna na wydaniu (2020). Pracuje w Łódzkim Domu Kultury jako redaktor specjalizującego się w poezji wydawnictwa Kwadratura. Ponadto redaguje portal SNG Kultura. Publikuje felietony, reportaże i recenzje książek oraz spektakli teatralnych, m.in. w „Kalejdoskopie”, prowadzi spotkania z ludźmi kultury. Pomysłodawca i członek kapituły nagrody Armatka Kultury.

16.01.2025 | Piotr Grobliński

Felietony

DYREKTOR

Szczerze mówiąc, nie wyglądał. Nie wyglądał nawet na emerytowanego dyrektora. Nie wyglądał też na bezdomnego. Coś pomiędzy – wyglądał, jakby z kiedyś porządnie ubranego, pewnego siebie mężczyzny ktoś spuścił powietrze. Wyglądał trochę jak bałwan w trzecim dniu odwilży. Ale miał w oczach jakąś radość, rozmarzenie.

CZYTAJ DALEJ +

09.01.2025 | Piotr Grobliński

Felietony

PIERWSZA ROCZNICA ŚMIERCI

Równo rok temu odeszła od nas wyjątkowa osoba - pani Barbara Grzelak, człowiek wielkiego serca, przyjaciółka artystów, twórczyni fundacji SNG Kultura i Sport. Z tej okazji przypominam swój tekst, który ukazał się w czerwcowym numerze "Kalejdoskopu".

CZYTAJ DALEJ +