Małe dzieci sądzą, że rzeczy biorą się za sklepu, choć być może już za chwilę będą twierdzić, że z paczkomatu. Paczkomaty nazywają się InPost lub Allegro, natomiast sklepy mogą się nazywać rozmaicie. Oprócz nazw własnych handlowych marek mamy też różne nazwy gatunkowe: sklep z książkami to księgarnia, sklep z lekarstwami i suplementami diety to apteka. A sklep z samochodami? Sklep samochodowy to najwyżej sklep z częściami, smarami i lakierami, sklep z samochodami to salon.
Przy wylotówkach z dużych miast zobaczycie całe rzędy salonów. Salon przy salonie, jest nawet znany z Paryża Salon Odrzuconych, zwany niekiedy autokomisem. Gdyby pojawił się tam jakiś kowboj z Dzikiego Zachodu, zwariowałby od nadmiaru salonów. Whiskey, poker, muzycy chowający się za pianinem w czasie strzelanin i panienki na pięterku – taki saloon zapamiętałem z westernów. Ale były też przecież salony artystyczne: eleganckie towarzystwo wśród obrazów i rzeźb wymienia uwagi o gwiazdach opery albo nowej książce modnego pisarza. Pani domu lub zaproszony wirtuoz na gościnnych występach w mieście grają na fortepianie, ktoś (może nawet Mickiewicz) czyta wiersze… Będzie musiał coś wpisać panienkom do sztambucha. To z kolei obrazek z dziewiętnastowiecznej powieści.
A potem salony się zdemokratyzowały. Kanapa, dwa fotele, stolik, telewizor na pół ściany i mamy salon. Na obrazy nie ma miejsca ani pieniędzy. Są za to na wizyty w salonie urody. Zamiast ambrozji mikroderambrazja dla wiecznej młodości. Pani wiecznie młoda wraca z salonu i w salonie zaczyna gotować, bo salon jest dziś połączony z kuchnią. Wypilingowane dłonie tracą na zmywaku jedwabistą gładkość, z przedłużonych paznokci odpryskuje lakier. Trzeba zakładać gumowe rękawiczki, ale czy wypada w salonie? To dobre dla kucharki albo ogrodnika. Ale dziś każdy sam sobie rzepkę hoduje i skrobie.
Koni również nie kupuje się w sklepie. Konie kupuje się na targu albo na aukcji. Pachnący tytoniem mężczyźni w kożuchach albo eleganckie towarzystwo przy stolikach ustawionych wokół wybiegu. Chłopi targują się na targu, hodowcy licytują na licytacjach. Chłopi przybiją dłonie, prowadzący licytację stuka młotkiem. Sprzedane. Konie mechaniczne kupuje się hurtem – upakowane pod maską samochodu. Kiedyś sprzedawało się je na targowiskach zwanych giełdami, dziś w przydrożnych salonach albo na prestiżowych targach motoryzacyjnych. Te również nazywane są salonami. Salon w Genewie, salon we Frankfurcie.
Kiedyś byłem w salonie bingo, w którym przedtem było kino, a teraz jest sklep (też na B). Bingo to takie lotto na żywo, przy stolikach. Gdy wylosują wszystkie liczby z twojego kuponu, krzyczysz „bingo” i wygrywasz pieniądze. Jeśli masz szczęście. Za to na targu obserwowałem grę w trzy karty na odwróconej skrzynce po owocach. Czarne przegrywa, czerwone wygrywa. Każdy szczęściu dopomoże, każdy dzisiaj wygrać (nie – przyp. autora) może. Nie każdy może wygrać? Każdy musi przegrać? Niektórzy sądzą, że pieniądze biorą się z bankomatu, a szczęście kupuje się na targu. Albo wygrywa w salonie.
Felietony
Sto lat temu zmarł Władysław Reymont, wielki pisarz, noblista, autor... no właśnie. "Ziemię obiecaną" i "Chłopów" zna każdy (prawie) każdy głupi, a i wielu mądrych. Ale te mniej popularne utwory, na przykład "Pielgrzymkę do Jasnej Góry", "Marzyciela" czy "Bunt"? Ja właśnie nadrabiam zaległości z okazji Roku Reymonta. Nadrabiam, ale i odkrywam wielce ciekawe rzeczy.
Felietony
Mieliśmy wybory, a przedtem kampanię. Słowo zaczerpnięte z języka wojennego, nie bez powodu. Potyczki, zaczepki, rywalizacja mało rycerska trwała przez długie miesiące. No ale teraz już spokój - myślałem naiwnie. Myślałem, że politycy zabiorą się do pracy, a znajomi na Facebooku wrócą do postów o kotach i zmianach w przyrodzie. Powiem wprost - myliłem się.