Kupiłem sobie pismo wnętrzarskie. Na dworcu. Z reguły pisma wnętrzarskie kupuję na dworcu, bo to znakomita lektura na podróż – dużo ładnych zdjęć, kolorowy świat, do którego chciałoby się przenieść. I praktyczne rady, jak sobie urządzić życie (wnętrze). Już ze wstępniaka dowiadujemy się, że urlop można wykorzystać na dwa sposoby – udać się na wakacje z dala od codzienności albo zmierzyć się z remontem domu. Ja wybrałem rozwiązanie pośrednie – przez pierwszy tydzień porządkowałem dom i coś tam niby naprawiałem, ulepszałem, przykręcałem, a w drugim tygodniu wypad na Mazury. Przy czym pracując w domu, czytałem książki podróżnicze, a podróżując – czytałem pisma o urządzaniu kuchni i salonu, o blatach, markizach i liniowych odpływach do kabin prysznicowych. Tak dla równowagi.
Zatem pierwszy tydzień – książki i półki. Książki o podróżach i półki na książki (nie tylko o podróżach). Czytanie i montowanie półek to dwie strony medalu zdobytego kiedyś w szkolnym konkursie czytelniczym. To dwa końce marchewki, którą zachęcano nas do podróży w świecie literatury, dwa końce kija, którym zaganiano nas do lekcji. Medal medalem, marchewka marchewką, ale ile można! Nieszczęsny zwyczaj gromadzenia książek wymaga równie nieszczęsnego zwyczaju montowania półek wszędzie, gdzie się da, a nawet gdzie się nie da. Kolejna, tegoroczna półka zawisła w przedpokoju nad drzwiami (tam jeszcze było miejsce). Poustawiałem na niej kilkanaście zalegających na biurku książek. Ale tuż przed wyjazdem postanowiłem jeszcze zrobić trochę porządku i zlikwidować samogromadzący się w rogu pokoju stosik. Dorzuciłem półce dodatkowe kilogramy i rozporowy kołek nie wytrzymał. Zgarnąłem wszystko pod ścianę i pojechałem na wakacje.
A na wakacjach jak w podróżniczych książkach – zabytki, miejscowi opowiadacze ciekawostek, regionalne potrawy, regionalna historia, murale i wycieczki statkiem. Do tego bazary i stragany, sklepiki i stoiska. Są nawet książki, ale jestem na detoksie. W sierpniu nie piję i nie czytam (przez tydzień). A raczej czytam – jako się napisało – pisma wnętrzarskie kupione na dworcu. I co tam widzę? Artykuł o regałach, o półkach na książki, o pięknie wyeksponowanych tomach, które uatrakcyjnią wygląd mieszkania. Poza tym przykłady konkretnych mieszkań, zaprojektowanych przez architektów wnętrz. Czy architekt wnętrz projektuje też zestaw książek na półki w salonie? Czy architekt wnętrz to nowe wcielenie inżyniera dusz?
Patrzę sobie na te piękne wnętrza i liczę książki. Liczę, bo łatwo policzyć. Niedużo tych książek jak na mój gust, w dodatku stoją tak jakoś dziwnie, grzbietami do ściany, jakby dopiero co wypakowane z pudła. O ile ułożeniu owoców na paterze taki architekt wnętrz poświęca długie godziny, o tyle książki (prawie same nowości) rzuca byle jak na półki, między wazony, świeczki i bibeloty. Czy to są w ogóle prawdziwe domy? Czy bohaterami tych prezentacji są prawdziwi ludzie, czy może wymyślone postaci literackie? Młode małżeństwo ma na regale jakieś 170 tytułów. Nic w tym nie byłoby dziwnego (są wszak na dorobku), gdyby nie określenie przez autorkę artykułu właścicielki mieszkania jako rasowego mola książkowego. Znam kogoś, kogo można by tak określić – ma w domu 30 000 książek. Znałem też rasowego bibliofila, w którego salonie (wtedy mówiło się w stołowym) ławostół otoczony był dziesięcioma stojącymi prostopadle do ścian regałami, między którymi gospodarz przeciskał się z filiżankami herbaty. Kiedyś to były mole!
No to kolejne małżeństwo – już z dwojgiem dzieci i eleganckim domem w stylu francuskiej willi. W tym pięknym domu pracownia architektoniczna zaprojektowała im regały na książki – gospodarze lubią wypoczywać na eleganckich sofach przy swoich 300 pozycjach (w 300 pozycjach?). Według autorki artykułu te 300 książek tworzy przytulną atmosferę salonu. Ja widzę potężne regały z półkami co pół metra, na których w sporej części przechowywane jest powietrze. Ale może się nie znam na przytulności. Za to mieszkający na co dzień w Azji singiel ma w swoim warszawskim mieszkaniu 25 książek w salonie i drugie tyle w sypialni. Ma jeszcze gabinet, ale nie pokazano go na zdjęciu, więc nie wiadomo, co tam się mieści. Pozostaje mieć nadzieję, że singiel kiedyś się ożeni. Gwoli sprawiedliwości trzeba jednak dodać, że pan ów posiada olbrzymią kolekcję płyt dvd i imponującą kolekcję winyli. I jak każda z opisanych osób korzysta z usług architekta wnętrz.
Oczywiście liczba książek nie mówi wszystkiego o właścicielu wnętrza, który może na przykład korzystać z czytnika albo regularnie chodzić do biblioteki. Albo czytać w kółko kilka ulubionych książek aż do nauczania się ich na pamięć (całkiem sensowna strategia). Nie oceniaj domu po zawartości regałów – mogłoby mówić jakieś azjatyckie przysłowie. Dawna rzymska sentencja ostrzegała z kolei przed człowiekiem jednej książki (czy także jednej półki?). Ja radzę unikać domów z nadmiarem półek, zwłaszcza źle zamontowanych i obciążonych nieprzeczytanymi książkami… Wnętrze (a także zewnętrze) lepiej chyba dekorować obrazami.
Na zdjęciu autor na wakacjach, foto: Anna Groblińska
Felietony
Szczerze mówiąc, nie wyglądał. Nie wyglądał nawet na emerytowanego dyrektora. Nie wyglądał też na bezdomnego. Coś pomiędzy – wyglądał, jakby z kiedyś porządnie ubranego, pewnego siebie mężczyzny ktoś spuścił powietrze. Wyglądał trochę jak bałwan w trzecim dniu odwilży. Ale miał w oczach jakąś radość, rozmarzenie.
Felietony
Równo rok temu odeszła od nas wyjątkowa osoba - pani Barbara Grzelak, człowiek wielkiego serca, przyjaciółka artystów, twórczyni fundacji SNG Kultura i Sport. Z tej okazji przypominam swój tekst, który ukazał się w czerwcowym numerze "Kalejdoskopu".