Vincent van Gogh uciął sobie ucho w ataku szaleństwa. A może to Gauguin mu je uciął. Tak czy siak trzy miesiące później powstały dwa obrazy, znane dziś pod podobnymi tytułami: „Autoportret z zabandażowanym uchem” oraz „Autoportret z zabandażowanym uchem i fajką”. Ktoś mógłby zarzucić tym tytułom nieścisłość, bo przecież odciętego ucha na autoportrecie nie ma, nawet pod bandażem. Ale małżowina to jeszcze nie całe ucho, jest także przewód słuchowy, młoteczek, kowadełko, ślimak i trąbka, zwana na cześć włoskiego anatoma trąbką Eustachiusza.
Z kolei Artur Schopenhauer narzekał podobno na nieznośny hałas na ulicach. Trzaskanie z bata przez furmanów zupełnie nie pozwalało mu się skupić. No bo jak tu pracować, gdy ktoś ci za oknem z bicza strzela? Ciekawe, co by powiedział dzisiaj. Przyzwyczaiłby się do klaksonów, ruszających pełnym gazem motocyklistów, samochodowych silników i samochodowych głośników? Do pikania cofających ciężarówek, do podkręconych maksymalnie komunikatów w tramwajach: linia numer 1, kierunek Doły, do dzwonków tych wszystkich telefonów i gadania ludzi, którzy je odbierają: nie mogę teraz rozmawiać, jestem w kinie.
Ja się nie mogę przyzwyczaić, szczególnie do tego brzęczydełka dla niewidomych, montowanego teraz przy każdych światłach. Siedzisz sobie w ogrodzie, ptaszki śpiewają, ale w tle cały czas z odległego o 200 metrów skrzyżowania: Tytytytytytytytyty tyy tyy tyy tyy – czerwone, czyli stoimy. Za to idziemy w drugą stronę, troszeczkę ciszej: tytytytytytytytyty tyy tyy tyy tyy. I tak na zmianę, dwanaście godzin dziennie. Im bardziej się staram nie zwracać uwagi, tym bardziej zwracam. Niewidomym i słabo widzącym naprawdę chciałbym nieba przychylić. Zwłaszcza że sam wzrok mam raczej średni (-6 dioptrii) i bez okularów niewiele widzę. (Kiedyś na przykład zapytałem o drogę Michela Jordana – takiego wyciętego z tektury, reklamującego adidasy). Rozumiem więc, że trzeba im ułatwiać życie, ale czy naprawdę na każdym skrzyżowaniu? Nawet na dalekich przedmieściach, gdzie przez 50 lat raz widziałem niewidomego? Jasne, mogłem jakiegoś przeoczyć, może nawet kilku. Ale czy za ułatwienie komuś przejścia trzeba zapłacić rozstrojem nerwowym okolicznych mieszkańców? Czy nie można tego rozwiązać jakoś inaczej? Może jakiś zmyślny inżynier mógłby wymyślić uruchamiania takiej instalacji pilotem? Wtedy wystarczyłoby słabo widzącym rozdać po sprytnym urządzeniu, które włączałoby brzęczyk, gdy niewidomy zbliża się do skrzyżowania.
Hałas i chaos – to nie tylko ortograficzny problem. To także problem życiowy współczesnego człowieka. Wspomniane już ciężarówki piszczące przy cofaniu, alarmy włączające się od podmuchów wiatru, szumiące w tle wiatraczki komputerów, muzyka sącząca się z głośników niczym dym z komina. Schopenhauer nie napisałby dziś ani linijki. Pytanie, czy Szopen by coś napisał. Może Etiudę rewolucyjną… A może już jako młodzieniec stałby się przygłuchy od noszenia słuchawek. Właśnie – słuchawki. Może to wydać się dziwne, ale najpopularniejszym sposobem na unikanie hałasu jest dziś odgradzanie się od niego swoim własnym hałasem. W zatłoczonych tramwajach, w luksusowych siłowniach, w biurowych open space’ach, w których wiele osób nad czymś tam pracuje – wszędzie słuchawki są nieodzownym wyposażeniem. Zawodzenie piosenkarza zawsze lepsze od ględzenia kolegów. I tak cały dzień. Za to w nocy – cisza. Cisza nocna z… zatyczkami. Inaczej trudno zasnąć. Bo ulica pod oknem, bo impreza u sąsiadów, bo gruchanie gołębi… Biedne uszy, za dnia zatkane słuchawkami, nawet nocą nie mogą odetchnąć. Duszno im i krew je zalewa, czerwienieją, jakby mrozem dotknięte. Uszna duchota.
Trochę ciszy miały nam dać ekrany akustyczne. Prawdziwa ulga dla ucha, za to katorga dla oka – coś za coś. To może układy aktywnej redukcji hałasu? Takie urządzenia emitują hałas tak precyzyjnie wysterowany, że fale dźwiękowe wzajemnie się znoszą. Hałas zabija hałas. Innym przykładem aparatów, które tu omówimy, są aparaty słuchowe – szczególna odmiana sprzętu audio, coś jakby słuchawki wywrócone na lewą stronę, przesyłające do ucha realne odgłosy świata. Kto za młodu zbyt często korzysta ze słuchawek… Czyli czego się Jaś nasłucha, tego Jan nie będzie słyszeć. Czyżby przytępienie słuchu było naturalną obroną organizmu przed hałasem? Van Gogh namalowałby dziś Autoportret z aparatem słuchowym. Albo Autoportret ze słuchawkami.
Felietony
Szczerze mówiąc, nie wyglądał. Nie wyglądał nawet na emerytowanego dyrektora. Nie wyglądał też na bezdomnego. Coś pomiędzy – wyglądał, jakby z kiedyś porządnie ubranego, pewnego siebie mężczyzny ktoś spuścił powietrze. Wyglądał trochę jak bałwan w trzecim dniu odwilży. Ale miał w oczach jakąś radość, rozmarzenie.
Felietony
Równo rok temu odeszła od nas wyjątkowa osoba - pani Barbara Grzelak, człowiek wielkiego serca, przyjaciółka artystów, twórczyni fundacji SNG Kultura i Sport. Z tej okazji przypominam swój tekst, który ukazał się w czerwcowym numerze "Kalejdoskopu".