Tempus i templum, czas i świątynia. Te dwa słowa brzmią podobnie i nie jest to podobieństwo przypadkowe. Kiedyś człowiek widział związek między cyklicznie powtarzającym się czasem a świętością. W tak pojmowanym czasie były momenty szczególne, momenty odnawiania się kosmicznego porządku, kiedy to społeczności tradycyjne obchodziły święta. Streszczam tu znane koncepcje etnologów czy historyków religii nie dla erudycyjnych popisów, ale by wzmocnić tezę, że obchodzenie świąt jest praktykowane od zawsze. Nawiązujące do mitów rytuały, święta religijne, pamiątki historycznych wydarzeń, lokalne festyny jednoczące społeczność, wreszcie rodzinne uroczystości – jesteśmy istotami świętującymi, przy czym święto tym różni się od wakacji czy dnia wolnego, że coś upamiętnia, ma jakąś treść i sens (poza odpoczynkiem). Gdyby nie istniały święta, czas byłby homogeniczny, jednorodny, a każdy kolejny dzień byłby nie do odróżnienia od pozostałych. Nuda byłaby tylko jednym ze skutków, kolejnym byłaby homogenizacja przestrzeni – nie tylko wszystkie chwile, ale i wszystkie miejsca stałyby się równie (nie)ważne. Życie zaczęłoby przypominać homogenizowany twarożek.
Piszę o tym w wielkanocnym jeszcze nastroju, nie wspomnianym twarożkiem, a jajami, mazurkami i rzeżuchą objedzony, rodzinnymi spacerami wzmocniony cieleśnie, a kościelnymi transmisjami i płynącymi zewsząd życzeniami wzmocniony duchowo. Co do życzeń – dostałem nawet jedną kartkę pocztową, która honorową rangę wśród telefonów, maili i facebookowych wiadomości zyskała. Nie ze względu na treść, ale na formę miłą dla mych konserwatywnych skłonności (choć sam na taki gest się nie zdobyłem). Wysyłanie (i dostawanie) życzeń to miły zwyczaj, choć coraz trudniej napisać coś szczerego, głębokiego i choć trochę oryginalnego, a przy tym nikogo nie urazić i nikomu się nie narazić. Przynajmniej pierwszy z tych warunków próbował spełnić mój znajomy, który zadeklarowawszy, że świąt nie obchodzi, złożył jednak na Facebooku życzenia wszystkim katolikom. Życzył nam refleksji nad przeszłością i teraźniejszością Kościoła, nad inkwizycją i pedofilią księży. W zasadzie to jego zdaniem malowanie jajek jest współudziałem w tych i wielu innych zbrodniach.
Ponieważ refleksja jeszcze nikomu nie zaszkodziła, uderzyłem się w piersi inkwizytorów, potępiłem nie tylko księży o skłonnościach, ale i ukrywających ich czyny biskupów, zrobiłem też bilans tysiącletniej obecności Kościoła na ziemiach polskich (nie wypadł tak źle). A potem zwróciłem się do znajomego z pytaniem, co proponuje w zamian, mając na myśli świętowanie. Jego lewicowa wrażliwość nie pozwala mu obchodzić świąt religijnych, przypuszczałem, że 11 listopada to także nie jest propozycja dla niego. Podobnie inne patriotyczne rocznice. Co zatem pozostaje? Walentynki odrzucił jako przejaw amerykańskiego kiczu (sporo racji), 1 Maja mu nie proponowałem (nawet jako rocznicy wstąpienia Polski do UE), żeby nie zostać posądzonym o złośliwość. Więc co? Wymienił tylko urodziny – swoje i swoich dzieci. Świętuje urodziny, może rocznicę ślubu. Wszystkiego najlepszego! Czy jest prorokiem nowych czasów?
Być może tak się to potoczy, być może sekularyzacja będzie postępować i w końcu jakiś lewicowy rząd zlikwiduje święta kościelne. Chrześcijanie będą brać na Wielkanoc dwa dni urlopu, inni będą za to obchodzić rocznice jakichś cenionych przez siebie wydarzeń. Jedni rocznicę zwycięstwa pod Wiedniem, inni zwycięstwa Adama Małysza w Pucharze Świata. Do tego każdy swoje urodziny i w miarę wspólnie Nowy Rok. Ale bez przesady – przecież to tylko zmiana daty. Upić się można (choć wcale nie trzeba), ale z tymi fajerwerkami to przesada, a już orędzie prezydenta to naprawdę można sobie darować. Zwłaszcza tego (zawsze dla kogoś będzie to ten prezydent, od którego nie przyjmuje się odznaczeń ani życzeń). Wspólnych świąt nie będzie – zostaną skasowane, by nie wywoływać konfliktów. W zamian zwiększy się liczbę ustawowego urlopu. Idea święta zostanie uznana za przeżytek, bo każdy narzucany przez kulturę zwyczaj jest patriarchalnym zniewoleniem. Zapalanie świec na grobach we Wszystkich Świętych szkodzi środowisku, a poza tym robią się wtedy niepotrzebne korki i to całe zamieszanie przy cmentarzach. Przecież jeśli ktoś chce, może odwiedzić groby kiedy indziej.
A może potrzeba wspólnego świętowania okaże się silniejsza – coś przecież musi nam dawać poczucie wspólnoty. Powstanie nowa świecka tradycja i może nawet większość ją uzna i przyswoi… Tylko co to będzie? Doroczny Wielki Finał Wielkiej Orkiestry? Międzynarodowy Dzień Teatru? Pierwszy dzień wiosny? Ostatni dzień lata? Jak by nie kombinować, w tych propozycjach powraca koliście pojmowany czas. Urodziny, Nowy Rok, Noc Kupały – zawsze chodzi o czas, o rytm. Choć co do rytmów – gusta są podzielone. Nową świątynią będzie scena ustawiona na głównym placu miasta, a uroczystość poprowadzą znani i lubiani telewizyjni konferansjerzy.
Felietony
Szczerze mówiąc, nie wyglądał. Nie wyglądał nawet na emerytowanego dyrektora. Nie wyglądał też na bezdomnego. Coś pomiędzy – wyglądał, jakby z kiedyś porządnie ubranego, pewnego siebie mężczyzny ktoś spuścił powietrze. Wyglądał trochę jak bałwan w trzecim dniu odwilży. Ale miał w oczach jakąś radość, rozmarzenie.
Felietony
Równo rok temu odeszła od nas wyjątkowa osoba - pani Barbara Grzelak, człowiek wielkiego serca, przyjaciółka artystów, twórczyni fundacji SNG Kultura i Sport. Z tej okazji przypominam swój tekst, który ukazał się w czerwcowym numerze "Kalejdoskopu".