Teksty / Felietony / RODZAJNIK OKREŚLONY

Brian Porter-Szűcs to taki amerykański Norman Davis. Jest profesorem University of Michigan, ale specjalizuje się w historii Polski. I to właśnie do Polski odnosi się tytuł jego najnowszej książki Całkiem zwyczajny kraj. Z podtytułem Historia Polski bez martyrologii. Najciekawszą rzecz znalazłem w tej publikacji prawie na samym końcu – w rozdziale trzynastym, poświęconym III RP. Czy to na pewno jeszcze (już?) historia? Mniejsza z tym – ważne, że amerykański autor próbuje opisać konflikt polityczny i kulturowy we współczesnej Polsce. Podziały w naszym społeczeństwie widzą wszyscy, ale nie wszyscy potrafią nazwać rzeczy po imieniu. Otóż zdaniem Briana Portera-Szűcsa nie podział na postkomunistów i opozycję antykomunistyczną, nie podział na lewicę i prawicę ani nawet nie podział na bogatych i biednych jest tutaj kluczowy. Oś konfliktu przebiega jego zdaniem między obozem nowoczesności i antynowoczesności. Czy –  mówiąc inaczej – między indywidualistami a wspólnotowcami, między racjonalnością i mitem. Oczywiście amerykański historyk tych kategorii nie wymyślił (charakteryzując jeden z omawianych tu światopoglądów, odwołuje się choćby do Alasdaira MacIntrye’a czy Charlesa Taylora), ale bardzo zgrabnie połączył je z analizą polskich realiów.

Z jednej strony mamy zatem osoby o nowoczesnej tożsamości, opartej na autonomii jednostki, konkurencji, merytokracji. Osoby ceniące zawodowe kompetencje, sukces i samorealizację, krytyczne wobec tradycji i autorytetów, ceniące rodzinę (i inne tradycyjne wspólnoty) o tyle, o ile odpowiada ona ich zapatrywaniom, w obliczu kryzysu szukające pomocy u specjalistów i w literaturze fachowej. Z drugiej strony barykady umieścić trzeba tych, którzy od postępu wolą tradycyjne wspólnoty, wolą stałość od ciągłej zmiany, swoją tożsamość opierają na przynależności do jakichś grup (wspólnot), cenią lojalność i poświęcenie. Historia jest dla nich źródłem mitów, przykładów do naśladowania, a nie krytyczną analizą źródeł. Rodzinę czy religię cenią bezwarunkowo, pielęgnują relacje czy rytuały, nawet jeśli nie wszystko im się podoba. W razie kryzysu liczą na solidarność i pomoc wspólnoty. Podział ten idzie trochę w poprzek temu, jak zwykliśmy opisywać scenę polityczną. Liberałowie, socjaldemokraci, zieloni, a może nawet chadecy będą bowiem w jednym obozie – w drugim znajdą się konserwatyści, narodowcy, libertarianie czy zwolennicy autonomii małych regionów. Także populiści i kibice. Te dwie strony kulturowego sporu to faktycznie dwa światy, dwa sposoby postrzegania rzeczywistości. Nie jest zatem dziwne, że trudno się im dogadać.

Postępowcy wolą zwiedzać świat z przyjaciółmi, wspólnotowcy jadą w tym czasie na działkę z rodziną, postępowcy robią sobie badania i łykają suplementy diety, wspólnotowcy leczą się tradycyjnymi metodami babci, postępowcy czytają prasę specjalistyczną, wspólnotowcy chcą poznać sekretne sposoby starego fachowca (myki pana Kazia). Postępowcy uważają, że sami siebie kształtują, dokonując wyborów według własnej woli. Właściwie są sumą tych wyborów – zestawem przeczytanych książek i ulubionych piosenek, historią kariery zawodowej i folderem ze zdjęciami z wakacji, profilem na Facebooku. Tradycjonaliści odgrywają społeczne role przypisane im przez wspólnoty – są chrześcijanami, Polakami, ojcami, synami, kibicami lokalnego klubu. Są kombinacjami tych tożsamości. Te dwa spojrzenia bardzo trudno pogodzić – zarówno w parlamencie, jak i na co dzień. Dlatego w każdej w zasadzie kwestii mamy spór. Że ten spór przenosi się do naszych domów, to oczywiste. Ja zaryzykowałbym tezę, że on przenosi się do naszego wnętrza. Być może dlatego jesteśmy dziś tak rozedrgani i wewnętrznie niestabilni, że indywidualista i wspólnotowiec, postępowiec i tradycjonalista spierają się w naszych głowach.

Jakże naiwne i proste wydaje się myślenie tej drugiej strony. Dla człowieka nowoczesnego ślepa wiara to sekciarstwo i zabobon, a tradycyjne wartości to średniowiecze. Dla tradycjonalistów średniowiecze to nierzadko wzór, zaś symbolem ograniczenia horyzontów jest raczej oświecenie z encyklopedią (Wikipedią?) w roli świętej księgi. Tradycjonalistom śmieszny wydaje się John Lennon i jego „Imagine” – brak państw, narodów i religii jako droga do szczęścia. Dla postępowców to prorok (też potrzebują proroków), a nucąc jego przebój, wyobrażać sobie można coraz większe wyzwolenie – na przykład od ograniczeń płci. Oczywiście światopogląd tradycyjny (antynowoczesny) można wyznawać na różnych poziomach refleksji – krytycznie lub intuicyjnie. Inaczej będzie to wyglądało u konserwatywnego filozofa czy miłośnika barokowej opery, inaczej na przykład u górali czy miłośników muzyki biesiadnej. Ludowa antynowoczesność ma i nie ma wiele wspólnego z antynowoczesnym podejściem filozoficznym czy estetycznym. Grupa postępowa na pewno jest bardziej spójna – to że tak powiem: klasa średnia w tej konkurencji, klasa średnia w każdym calu.

Zastanawiam się, czy oba podejścia można jakoś połączyć, zgodnie lub niezgodnie z zasadą złotego środka. A może to nie są dwa przeciwstawne stanowiska, ale continuum – sytuujemy się gdzieś na osi między skrajnościami. 20% tradycjonalizmu to 80% nowoczesności i odwrotnie. Zastanawiam się też, czy tę pozycję na wykresie możemy sobie wybrać, czy jest to kwestia decyzji czy raczej pewnych skłonności, temperamentu. Być może mamy jakiś gen postępowości albo gen tradycjonalizmu. A może to się kształtuje we wczesnym dzieciństwie? W każdym razie później już trudno kogokolwiek przekonać do zmiany zdania. Jedni uważają, że dawniej było lepiej, drudzy patrzą w przyszłość. Jeszcze inni żyją chwilą teraźniejszą. Całkiem zwyczajnie, bez martyrologii.

 

Foto: Joanna Chachuła

 


Autor
Piotr Grobliński, poeta, dziennikarz, publicysta kulturalny. Urodzony w 1966 roku w Łodzi. Jako poeta i recenzent debiutował w 1986 roku w „Odgłosach”. Opublikował sześć tomików poetyckich: Błękitne lustro aksjologii (1990), Filozoficzne aspekty tramwaju (1995), Zgodnie z regułą splotów (1997), Festiwale otwartych balkonów (2005), Inne sprawy dla reportera (2012), Karma dla psów (2018), a także zbiorów felietonów Depilacja okolic serca (2014) i Wanna na wydaniu (2020). Pracuje w Łódzkim Domu Kultury jako redaktor specjalizującego się w poezji wydawnictwa Kwadratura. Ponadto redaguje portal SNG Kultura. Publikuje felietony, reportaże i recenzje książek oraz spektakli teatralnych, m.in. w „Kalejdoskopie”, prowadzi spotkania z ludźmi kultury. Pomysłodawca i członek kapituły nagrody Armatka Kultury.

16.01.2025 | Piotr Grobliński

Felietony

DYREKTOR

Szczerze mówiąc, nie wyglądał. Nie wyglądał nawet na emerytowanego dyrektora. Nie wyglądał też na bezdomnego. Coś pomiędzy – wyglądał, jakby z kiedyś porządnie ubranego, pewnego siebie mężczyzny ktoś spuścił powietrze. Wyglądał trochę jak bałwan w trzecim dniu odwilży. Ale miał w oczach jakąś radość, rozmarzenie.

CZYTAJ DALEJ +

09.01.2025 | Piotr Grobliński

Felietony

PIERWSZA ROCZNICA ŚMIERCI

Równo rok temu odeszła od nas wyjątkowa osoba - pani Barbara Grzelak, człowiek wielkiego serca, przyjaciółka artystów, twórczyni fundacji SNG Kultura i Sport. Z tej okazji przypominam swój tekst, który ukazał się w czerwcowym numerze "Kalejdoskopu".

CZYTAJ DALEJ +