Teksty / Felietony / PRZEPROWADZKA

Myślę o niej nie bez powodu – za rok czeka mnie zmiana adresu. Po 37 latach. To będzie trzecia przeprowadzka w moim życiu, przy czym pierwszej nie pamiętam, bo byłem za mały. Druga to było wyfrunięcie z gniazda, ale tak się złożyło, że była ona niejako odwrotnością przeprowadzki pierwszej – wróciłem tam, skąd kiedyś mnie wyprowadzono. Można więc powiedzieć, że dopiero ta trzecia będzie prawdziwą, świadomą i w pełni przeżytą przeprowadzką z krwi i kości. Chociaż nie przesadzajmy – przeniosę się po prostu kawałek dalej (od czego?), kilka przystanków autobusowych, jeden kolejowy. Na rowerze 20 minut, na piechotę 40. Gdzie tam mojej przeprowadzce do emigracyjnych podróży przez Atlantyk, gdzie jej tam do eskapistycznych eskapad w Bieszczady. Nawet z rzucaniem korporacji i przenoszeniem się na wieś nie może się porównywać. A jednak dużo o niej myślę.

Może gdybym robił to częściej, byłbym przyzwyczajony. Miałbym opracowany system pakowania i opisywania kartonów, a także sposób oswajania nowego osiedla. Być może nie gromadziłbym tak wielu książek, o wycinkach prasowych nie wspominając. Być może w głębinach podświadomości odszukałbym wspomnienia z czasów nomadycznych wędrówek po lasach i stepach i co noc spał przy ognisku w innym miejscu. Ale robię to rzadko i spodziewam się niespodzianek (paradoks godny Heraklita). Zapewne nie raz zdarzy mi się z przyzwyczajenia wsiąść w tramwaj do starego domu, zapewne odruchowo będę skręcać nie w te ulice, co trzeba. Podświadomie, a nawet świadomie pod byle pretekstem będę wracał na stare śmieci, przyjeżdżał tu po chleb albo gazetę, mylił się przy podawaniu adresu. Człowiek buduje swoją strukturę przestrzeni, wyznaczając gdzieś centrum, od którego koncentrycznie rozchodzą się kręgi coraz dalszych okolic (okolica – jak sama nazwa wskazuje – jest okrągła). Do tego centrum, do domu – wraca się z podróży, do tego centrum odnosi się kierunki, strony świata, pojęcia „blisko” i „daleko”.

Rozmawiałem ostatnio z młodym człowiekiem – 20 pierwszych lat życia spędził w Łodzi, 10 kolejnych w Londynie. Spytałem, czy przyjeżdżając tu, ma jeszcze poczucie, że wraca do siebie (ciekawe, kiedy po przeprowadzce następuje re-orientacja centrum). Jego odpowiedź była zaskakująca: widzę to bardziej jako podróż w czasie, powrót do sytuacji, gdy tutaj żyłem. I nie chodziło mu o przywoływanie wspomnień, o jakieś sentymentalne wzruszenia. Chodziło o przekładanie się kategorii przestrzennych na czasowe. Powrót do miasta lat dziecinnych to powrót do tamtej (dawnej) struktury odczuwania przestrzeni. Być może ciało zapamiętuje mapy naszych światów.

Inaczej opuszczają swoje domy starsi ludzie… Przed bramą stała taksówka, kierowca chował do bagażnika walizki, a starszy pan szedł do furtki i rozglądał się uważnie, jakby chciał wdrukować sobie w głowę każdy szczegół. Być może się żegnał, być może córka czy syn brali go do siebie, bo potrzebował opieki, być może schody były już zbyt strome i trzeba się było przeprowadzić. Gromadzone przez lata rzeczy na pewno nie zmieszczą się nawet w kilku walizkach. A zapachy, przyzwyczajenia, automatyczne reakcje, wspomnienia? W  gruncie rzeczy niewiele można ze sobą zabrać…

Każda przeprowadzka to szansa na oczyszczenie. Przeprowadzać się to skądś się wyprowadzać i gdzieś wprowadzać. Przy okazji można zostawić zbędne rzeczy i bagaże nie zawsze dobrych doświadczeń, mieć nadzieję, że zaczyna się od początku. Dlatego niektórzy nie biorą ze sobą mebli, sprzętów czy obrazków, bawiąc się w młode małżeństwa urządzające swoje pierwsze mieszkanie. Inni przeciwnie – nową przestrzeń oswajają, ustawiając na tym samym kredensie te same bibeloty w tej samej kolejności. Gdyby pozwalała na to technologia, zamówiliby firmę do przeniesienia całego domu – wieżowce byłyby szkieletami wypełnianymi pudełkami mieszkań, jak ładownie statków wypełniają się kontenerami. Tylko po co się wtedy przenosić? Dla innego widoku z okna? A może na wewnętrznej stronie szyb można wyświetlać stary widok? Albo w starym domu wyświetlać sobie inne widoki. Tak czy siak każdy film (i każdy felieton) zamyka napis „KONIEC”.

 

Foto: Maciej Rawluk


Autor
Piotr Grobliński, poeta, dziennikarz, publicysta kulturalny. Urodzony w 1966 roku w Łodzi. Jako poeta i recenzent debiutował w 1986 roku w „Odgłosach”. Opublikował sześć tomików poetyckich: Błękitne lustro aksjologii (1990), Filozoficzne aspekty tramwaju (1995), Zgodnie z regułą splotów (1997), Festiwale otwartych balkonów (2005), Inne sprawy dla reportera (2012), Karma dla psów (2018), a także zbiorów felietonów Depilacja okolic serca (2014) i Wanna na wydaniu (2020). Pracuje w Łódzkim Domu Kultury jako redaktor specjalizującego się w poezji wydawnictwa Kwadratura. Ponadto redaguje portal SNG Kultura. Publikuje felietony, reportaże i recenzje książek oraz spektakli teatralnych, m.in. w „Kalejdoskopie”, prowadzi spotkania z ludźmi kultury. Pomysłodawca i członek kapituły nagrody Armatka Kultury.

13.06.2025 | Piotr Grobliński

Felietony

CZYTAJCIE REYMONTA!

Sto lat temu zmarł Władysław Reymont, wielki pisarz, noblista, autor... no właśnie. "Ziemię obiecaną" i "Chłopów" zna każdy (prawie) każdy głupi, a i wielu mądrych. Ale te mniej popularne utwory, na przykład "Pielgrzymkę do Jasnej Góry", "Marzyciela" czy "Bunt"? Ja właśnie nadrabiam zaległości z okazji Roku Reymonta. Nadrabiam, ale i odkrywam wielce ciekawe rzeczy.

CZYTAJ DALEJ +

06.06.2025 | Piotr Grobliński

Felietony

WYBÓR NAJWYŻSZEGO

Mieliśmy wybory, a przedtem kampanię. Słowo zaczerpnięte z języka wojennego, nie bez powodu. Potyczki, zaczepki, rywalizacja mało rycerska trwała przez długie miesiące. No ale teraz już spokój - myślałem naiwnie. Myślałem, że politycy zabiorą się do pracy, a znajomi na Facebooku wrócą do postów o kotach i zmianach w przyrodzie. Powiem wprost - myliłem się.

CZYTAJ DALEJ +