Teksty / Felietony / POGRZEB, ŚLUB I DWA WESELA

Tak się złożyło – tego samego dnia pogrzeb i ślub kuzynki. Wróciłem, zmieniłem koszulę (trudniej było zmienić nastrój), pojechałem. Wciąż nachodziła mnie refleksja. No cóż – reagowali prawie wszyscy, którym o tym opowiedziałem. – Takie jest życie. Podróż  z pogrzebu na ślub jako metafora życia? Chyba nie gorsza niż cytat o pudełku czekoladek. No to pociągnijmy ją dalej… tego dnia była jeszcze parapetówka u kolegi i wernisaż cenionego przeze mnie malarza. W obu miejscach chciałem być, choć oczywiście nie byłem. Ale jako symboliczne elementy oba zdarzenia mogą się przydać. Zatem w skrócie: najpierw ślub, potem dzieci, praca, budowa/kupno domu i w końcu pogrzeb. Kolejność – z wyjątkiem ostatniego elementu – może się różnić, ale scenariusz ma stałe punkty. Ten serial za to nigdy nie ma drugiego sezonu.

Życie upchnięte w jeden dzień może przypominać film, podobno w chwili śmierci przewija się nam przed oczami. Ale uwaga – na pogrzebach nikt nie robi zdjęć. To chyba ostatnie miejsce wyjęte spod wszechwładzy aparatu. Nie zawsze tak było. Istnieje pojęcie fotografii funeralnej – od końca XIX wieku jeszcze do lat 60. powszechnie na polskiej wsi praktykowano fotografowanie osoby zmarłej – takie zdjęcia rozsyłano potem rodzinie i znajomym, miały chronić pamięć o tych, którzy odeszli, przywoływać ich obecność. Dziś nie robi się już takich fotografii, zdjęcia powoli znikają też z pomników. Podzieliły los portretów trumiennych – naszego narodowego gatunku malarstwa. Za to na ślubach i weselach… w kościele trzech fotografów i dwie kamery, na weselu dron na wejściu i specjalne ramię do filmowania z góry roztańczonej sali. Do tego każdy gość pstryka na swoją rękę, zupełnie zapominając o wznoszeniu toastów. w tej dziedzinie nie ma co liczyć na więcej niż Zdrowie młodej pary! Czyżby ślub był już domeną obrazu?

Niekoniecznie – jest przecież jeszcze ślubne kazanie. U mojej kuzynki ksiądz mówił z wielkim zaangażowaniem, posługując się metaforyką…. marketingową. Reklama – to było słowo kluczowe. Małżonkowie mają być żywą reklamą miłości – tej ludzkiej i tej boskiej. Wychodzi na to, że mają być reklamą chrześcijaństwa. W pierwszych wiekach nowej religii tak właśnie zdobywała ona wyznawców. Ludzie widzieli, że chrześcijanie się miłują, i to właśnie ich przyciągało. Nie przekonywanie, nie słowa, na pewno nie nawracanie mieczem, tylko przykład dobrego życia. Piękna idea, choć wymagająca. Wiśta wio łatwo powiedzieć – jak mawiał bohater pewnego filmu. Trudniej wypełnić tak trudne zadanie. W dodatku w tej reklamie trzeba grać, jakby się nie grało. Pozostać naturalnym, nie wdzięczyć się do kamery. I nie wymyślać na siłę atrakcyjnych  scenariuszy.

A gdyby takie zadanie dostała jakaś agencja kreatywna. Nakręćcie reklamę chrześcijaństwa. Jakieś propozycje? Tylko nie może przypominać reklam margaryny w rodzaju szczęśliwa rodzina wita nowy dzień. Ani społecznych spotów charytatywnych. Ani audycji redakcji programów religijnych – żadnych impresji z polną drogą czy blikami światła na jeziorze. To może tak: pani się przygotowuje – kąpiel w pianie, kremy, maseczki, delikatny makijaż, elegancka, ale nie ekstrawagancka kreacja, odrobina perfum. To wszystko zmontowane z przygotowaniami jej partnera – staranne golenie, garnitur, wypastowane buty. W końcu idą przez miasto, przyciągając spojrzenia przechodniów. Klasa i styl. W tle uroczysta muzyka  (powiedzmy, że barok, trochę w stylu hymnu Ligi Mistrzów), przez którą przebija się odgłos dzwonów. W wysmakowanym kadrze w perspektywie ulicy portal starej katedry, pojawia się napis: WIARA – WAŻNE WYJŚCIE CO TYDZIEŃ. Kręcimy?

Ksiądz skończył życzeniami i dyspensą (rzecz działa się w piątek – tak się złożyło). Dzisiaj świętujcie. W myślach dokończyłem (a może przekręciłem) jego myśl: na parkiecie bądźcie żywą reklamą naszej religii. I pojechaliśmy kawalkadą aut wypasionych ze skromnej leśnej kaplicy do położonego w szczerym polu pałacu ślubnego z kolumnami i ogrodowymi posągami. Tłok na parkingu panował jak przed hipermarketem w przedświątecznym tygodniu, bo jak się okazało – w dwóch salach były tu dwa wesela. Po ustawionych u drzwi kelnerach trudno było poznać, na które zostaliśmy zaproszeni. Trochę się bałem, że przy świetle lampionów nie rozpoznam kuzynki i złożymy życzenia nie tej parze, co trzeba (w sumie nic by się nie stało). Wesela były dwa i dwie były sale. Ale przecież mogły być cztery – jak w filmie. Albo sześć – w pałacu szeregowym. Albo dziesięć w pałacu-wieżowcu. Wtedy ktoś nakręciłby film o facecie, który jako weselny gość wyszedł na dziedziniec na papierosa i nie mógł już znaleźć swojej sali i swojego krzesła. Rozpaczliwie szukał drogi powrotnej, niczym Odys doświadczając przeciwności losu (zaplątanie się w tanecznego węża, śpiew Syreny z weselnego zespołu, wyjątkowa słodka wódka). Życzliwi reżyserowi krytycy mogliby uznać dzieło za metaforę życia w płynnej nowoczesności.

FacebookTwitter


Autor
Piotr Grobliński, poeta, dziennikarz, publicysta kulturalny. Urodzony w 1966 roku w Łodzi. Jako poeta i recenzent debiutował w 1986 roku w „Odgłosach”. Opublikował sześć tomików poetyckich: Błękitne lustro aksjologii (1990), Filozoficzne aspekty tramwaju (1995), Zgodnie z regułą splotów (1997), Festiwale otwartych balkonów (2005), Inne sprawy dla reportera (2012), Karma dla psów (2018), a także zbiorów felietonów Depilacja okolic serca (2014) i Wanna na wydaniu (2020). Pracuje w Łódzkim Domu Kultury jako redaktor specjalizującego się w poezji wydawnictwa Kwadratura. Ponadto redaguje portal SNG Kultura. Publikuje felietony, reportaże i recenzje książek oraz spektakli teatralnych, m.in. w „Kalejdoskopie”, prowadzi spotkania z ludźmi kultury. Pomysłodawca i członek kapituły nagrody Armatka Kultury.

16.01.2025 | Piotr Grobliński

Felietony

DYREKTOR

Szczerze mówiąc, nie wyglądał. Nie wyglądał nawet na emerytowanego dyrektora. Nie wyglądał też na bezdomnego. Coś pomiędzy – wyglądał, jakby z kiedyś porządnie ubranego, pewnego siebie mężczyzny ktoś spuścił powietrze. Wyglądał trochę jak bałwan w trzecim dniu odwilży. Ale miał w oczach jakąś radość, rozmarzenie.

CZYTAJ DALEJ +

09.01.2025 | Piotr Grobliński

Felietony

PIERWSZA ROCZNICA ŚMIERCI

Równo rok temu odeszła od nas wyjątkowa osoba - pani Barbara Grzelak, człowiek wielkiego serca, przyjaciółka artystów, twórczyni fundacji SNG Kultura i Sport. Z tej okazji przypominam swój tekst, który ukazał się w czerwcowym numerze "Kalejdoskopu".

CZYTAJ DALEJ +