Teksty / Felietony / NA OSTRZU MORZA

Moja żona kupiła sobie nóż z zamorskiej krainy. A konkretnie japoński nóż santoku, czyli połączenie noża gyuto z niewielkim tasakiem. Świetnie wyważony, ostry, uniwersalny. Kroi wszystko – warzywa, ryby, mięso, także palce i paznokcie, o czym żona przekonała się już przy pierwszym użyciu. Santoku sprzedają z plastikową osłonką, ale moim zdaniem jest tak ostry, że powinno się też dodawać w zestawie plastry i bandaż. Jest tak ostry, że strach go używać, jeśli się nie ma akurat profesjonalnych antyprzecięciowych rękawic roboczych. Czemu więc sprzedają takie noże na stoiskach gospodarstwa domowego, a nie w sklepach dla samurajów?

Żona kupiła nóż santoku, bo miała dosyć tępych noży tradycyjnych, których nie chciało mi się ostrzyć (mimo zachęt, próśb i gróźb). Tradycyjne tępe noże są oczywiście nożami lichymi, ale czy rzeczywiście ideałem jest japoński potwór z ceramicznym ostrzem? Czy nóż tym lepszy, im ostrzejszy? A może tym lepszy, im bezpieczniejszy? A może prawda leży pośrodku i trzeba wyważyć racje jak rączkę tasaka? Jak przyprawy w węgierskim gulaszu. Albo w meksykańskich tacos. Zbyt ostry sos i po podniebieniu. Podobnie zbyt ciętym językiem można sobie pokaleczyć usta, a oglądanie ostrych scen erotycznych może uszkodzić oko niczym brzytwa andaluzyjskiego psa. A propos filmów – gdy pracowałem w szkole, poleciłem uczniom przegląd kina europejskiego, nie sprawdzając dokładnie programu i opisów. To będzie prawdziwa filmowa uczta – zachęcałem. Pech chciał, że z bogatego menu ktoś wybrał akurat najostrzejszą potrawę a la Pasolini Paolomiej herbu czerwona papryczka. Z zachętami trzeba uważać jak z nożem santoku.

Zatem nie wszystko złoto, co się świeci. Nie wszystko dobre, co bardzo dobre. Na przykład inteligencja, umysł jak brzytwa. I co? Taki zbyt błyskotliwy demon intelektu wcale nie ma łatwego życia. W każdej rozmowie wychodzi na zarozumialca, jeśli jest przypadkiem wykładowcą, wpędza swych studentów w kompleksy, nie daje się łapać na marketingowe chwyty, więc nic sobie nie kupuje. Nie pocieszy się nawet obejrzeniem kryminału, bo przed końcem czołówki już wie, kto jest mordercą… Nie mówię, że to akurat mój problem, ale znam takich i chyba bym się z nimi nie zamienił na głowy. Lepsze jest wrogiem dobrego – jak to mówią.

Zbyt dobry samochód jest tak nafaszerowany elektroniką, że psuje się częściej niż samochód zwyczajny. Zbyt dobry odkurzacz po uruchomieniu wsysa wszystko, łącznie z meblami i psem, a zbyt dobry odplamiacz usuwa plamy razem z tkaniną. Od tubki zbyt dobrego kleju nie można się oderwać, podobnie jak od zbyt dobrej książki. Tylko czy dobra książka to książka perfekcyjnie napisana? Dopracowana i wygładzona w każdym calu, skomponowana precyzyjnie jak sudoku? Perfekcja wcale nie jest taka ciekawa. Gdyby Lewandowski ostatecznie opanował nerwy, poprawił jeszcze kondycję, technikę i orientację, gdyby strzelał w każdym meczu po kilka bramek i bił po kilka rekordów, to szybko by się to nam znudziło. Piłka jest ciekawa, bo faworyci czasem przegrywają, a nie da się pogodzić niespodzianki z perfekcją.

Przewiduję, że żona niedługo znów coś kupi. Może kupi sobie na pocieszenie buty… dobre buty są ładne czy wygodne? Ciepłe czy eleganckie? Producenci wciąż sugerują, że można to pogodzić, ale wystarczy przypomnieć sobie wesele i kobiety męczące się na obcasach albo dla wygody tańczące boso. Wystarczy przypomnieć sobie szatnie teatrów, gdzie ukradkiem zmienia się obuwie z ciepłego na eleganckie. Wystarczy wspomnieć o butach do samochodu, wożonych na podłodze auta. Po prostu pewnych zalet nie da się połączyć. Ostry nóż będzie nas częściej zacinał, w eleganckich szpilkach (nomen omen) będą męczyły się nogi. Tron królewski, wymyślony, by siedząc w nim, władca prezentował swój majestat i potęgę, raczej nie będzie wygodnym fotelem z IKEI. W Japonii na tronie zasiada cesarz, jego poddani zaś siadają w domach na macie. No chyba, że akurat jadą metrem albo prowadzą handlowe negocjacje z Europejczykami w sprawie sprzedaży samochodów czy noży.


Autor
Piotr Grobliński, poeta, dziennikarz, publicysta kulturalny. Urodzony w 1966 roku w Łodzi. Jako poeta i recenzent debiutował w 1986 roku w „Odgłosach”. Opublikował sześć tomików poetyckich: Błękitne lustro aksjologii (1990), Filozoficzne aspekty tramwaju (1995), Zgodnie z regułą splotów (1997), Festiwale otwartych balkonów (2005), Inne sprawy dla reportera (2012), Karma dla psów (2018), a także zbiorów felietonów Depilacja okolic serca (2014) i Wanna na wydaniu (2020). Pracuje w Łódzkim Domu Kultury jako redaktor specjalizującego się w poezji wydawnictwa Kwadratura. Ponadto redaguje portal SNG Kultura. Publikuje felietony, reportaże i recenzje książek oraz spektakli teatralnych, m.in. w „Kalejdoskopie”, prowadzi spotkania z ludźmi kultury. Pomysłodawca i członek kapituły nagrody Armatka Kultury.

16.01.2025 | Piotr Grobliński

Felietony

DYREKTOR

Szczerze mówiąc, nie wyglądał. Nie wyglądał nawet na emerytowanego dyrektora. Nie wyglądał też na bezdomnego. Coś pomiędzy – wyglądał, jakby z kiedyś porządnie ubranego, pewnego siebie mężczyzny ktoś spuścił powietrze. Wyglądał trochę jak bałwan w trzecim dniu odwilży. Ale miał w oczach jakąś radość, rozmarzenie.

CZYTAJ DALEJ +

09.01.2025 | Piotr Grobliński

Felietony

PIERWSZA ROCZNICA ŚMIERCI

Równo rok temu odeszła od nas wyjątkowa osoba - pani Barbara Grzelak, człowiek wielkiego serca, przyjaciółka artystów, twórczyni fundacji SNG Kultura i Sport. Z tej okazji przypominam swój tekst, który ukazał się w czerwcowym numerze "Kalejdoskopu".

CZYTAJ DALEJ +