Teksty / Felietony / MNIEJSZY NIE SZUKA DUŻEGO

Władze naszego miasta uparły się, by kilka działających tu domów kultury połączyć w jeden. Stworzyć taki miejski megadom kultury, jakiś kulturalny biurowiec czy hotel. A może bardziej będzie to przypominać ośrodek wypoczynkowy, jakiś kompleks domków letniskowych ze wspólną recepcją. Bo przecież tych domów kultury nie połączą w jeden gmach, jedna będzie jedynie dyrekcja-recepcja. I choć podobno lepiej łączyć niż dzielić, to uważam, że nie jest to dobry pomysł. Nie tylko ja – protestują pracownicy oczekujących na połączenie instytucji, listy otwarte wysyłają twórcy, grzmią opozycyjni radni, publicyści starają się obalić argumenty za i przedstawić argumenty przeciw. Ale włodarze nie słuchają. Mnie też nie posłuchają, ale i tak spróbuję. Może zdarzy się cud i pani prezydent, przeczytawszy ten tekst, powie: Facet ma rację, pomyliliśmy się. A radni przyjmą jej (moje) stanowisko przez aklamację. W nagrodę dostanę złotą Kartę Łodzianina i karnet na występy pewnego stand-upera.

No dobra, dość tych żartów. Przejdźmy do argumentów. W toczących się od miesięcy dyskusjach przedstawiono ich sporo. Zwracano uwagę, że domy kultury wypracowały jakiś dorobek, mają swoją – lepszą lub gorszą – markę, swoją programową tożsamość. Mówiono też o lepszym rozeznaniu w potrzebach lokalnej społeczności i o zamykających się szansach na udział w konkursach grantowych (jedna połączona instytucja będzie mogła składać mniejszą liczbę wniosków). To wszystko racja, choć mnie akurat bardziej przekonują inne argumenty.

Po pierwsze, zdarza się, że za kierowanie instytucją bierze się ktoś nieodpowiedni – dyletant, nieudacznik lub socjopata. Powiecie: to niemożliwe, przecież takiego dyrektora powołuje urząd albo komisja konkursowa. A jednak… nawet najmądrzejsi ludzie czasami dają się nabrać. I co wtedy? Dyrektor-nieudacznik połączonych 5 domów kultury zepsuje pracę wszystkich, dyrektor-socjopata obdarzony 5 razy większą władzą wyrządzi 5 razy więcej szkód. Ktoś powie: no tak, ale z kolei przy mianowaniu 5 dyrektorów pięciokrotnie wzrasta szansa na taką pomyłkę. Szkody mniejsze, ale prawdopodobieństwo większe – bilans wychodzi na zero. Otóż nie do końca. Gdy źle zarządzany jest jeden z pięciu dzielnicowych domów kultury, mogą zadziałać mechanizmy naprawcze – wszyscy z czasem widzą, że ta właśnie instytucja gorzej sobie radzi, organizuje mało ciekawe imprezy, wybuchają w niej konflikty itd. Można to zauważyć i coś z tym zrobić, bo jest punkt odniesienia (analogicznie: gdy jeden z 5 domów kultury pracuje wyjątkowo dobrze – można go naśladować). Jest jakaś rywalizacja, a dla skonfliktowanych z dyrektorem pracowników jest alternatywa, jeśli chodzi o zatrudnienie. Krótko mówiąc – jest konkurencja. Po połączeniu konkurencji nie będzie. Poza tym stanowisko dyrektora dzielnicowego domu kultury jest jednak mniej atrakcyjne dla polityków niż stanowisko dyrektora połączonych domów kultury, więc szansa na mianowanie kgoś w ramach dzielenia politycznych łupów w pierwszym przypadku jest mniejsza.

Po drugie – proces decyzyjny. Powiedzmy, że ktoś z pracowników będzie miał dobry pomysł, na przykład będzie chciał zorganizować festiwal stadionowych przyśpiewek albo wystawę pałek policyjnych z różnych stron świata (prawdziwie dobrych pomysłów nie ujawniam, żeby mi ktoś nie ukradł). Przed połączeniem instytucji taki pracownik musiał do pomysłu przekonać swojego dyrektora, który był na miejscu i czasami (powiedzmy w 20% przypadków) dał się namówić i miał pieniądze. Teraz trzeba będzie przekonać kogoś, kto będzie kierował oddziałem (zapewne w randze kierownika) i jeszcze dyrektora naczelnego (znowu 20%). Tak więc zostanie zrealizowanych 20% z 20% fajnych pomysłów. Czyli co dwudziesty piąty. Te liczby są oczywiście przypadkowe, chodzi o zasadę. Większe organizacje są z reguły trudniejsze w zarządzaniu. W przypadku firm można jeszcze stworzyć korporacyjne procedury i jakoś sobie z tym poradzić, ale w kulturze?

Po trzecie – identyfikacja. Identyfikacja pracowników z firmą, poczucie, że się coś współtworzy – po fuzji będzie o to trudniej. Wyobraźmy sobie, że po połączeniu domów kultury rozpędzona w reformatorskim entuzjazmie władza wpadnie na pomysł połączenia teatrów w jeden zespół teatralny. Czy aktorzy będą się z nim utożsamiać? Czy będę mówić, ze grają w zespole teatrów miejskich? Wracając do metafory mieszkaniowej – każdy dba bardziej o swój pokój niż o łóżko na zbiorowej sali. Zwłaszcza, gdy ktoś mu ten pokój urządza. A przecież – tak sobie wyobrażam – ten dyrektor połączonych domów kultury nie powie pracownikom któregoś z nich: jest koniec roku, mamy pieniądze, kupcie sobie nowe meble. Powie raczej: jest koniec roku, trzeba wydać pieniądze, zamówiłem dla wszystkich oddziałów nowe biurka. Wybrałem wam piękny wzór.

Oczywiście są też argumenty za, na przykład sprawa przetargów. Po co każdy dom kultury ma robić przetarg na długopisy i papier do drukarek, skoro po połączeniu można zrobić jeden wspólny i jeszcze zbić cenę o 10 groszy na długopisie. Ależ oczywiście! Tylko że mógłby to zrobić na przykład Wydział Kultury. Mógłby kupić podległym sobie instytucjom papier do drukarek albo zszywki do zszywaczy, zamiast kontrolować procedury. Można też przytoczyć argument, że duża instytucja ma możliwość organizowania dużych imprez (większy budżet, większe możliwości organizacyjne). Zgadzam się, ale przecież te małe instytucje mogą jednoczyć siły do realizacji dużych przedsięwzięć. Mogą współpracować, ale jako osobne podmioty.

Ten felieton nie będzie miał wyrazistej puenty, tak jak sprawa połączenia domów kultury nie ma jeszcze zakończenia. Trwają przepychanki prawne, wojewoda wstrzymał decyzję radnych. Ciąg dalszy zapewne nastąpi.


Autor
Piotr Grobliński, poeta, dziennikarz, publicysta kulturalny. Urodzony w 1966 roku w Łodzi. Jako poeta i recenzent debiutował w 1986 roku w „Odgłosach”. Opublikował sześć tomików poetyckich: Błękitne lustro aksjologii (1990), Filozoficzne aspekty tramwaju (1995), Zgodnie z regułą splotów (1997), Festiwale otwartych balkonów (2005), Inne sprawy dla reportera (2012), Karma dla psów (2018), a także zbiorów felietonów Depilacja okolic serca (2014) i Wanna na wydaniu (2020). Pracuje w Łódzkim Domu Kultury jako redaktor specjalizującego się w poezji wydawnictwa Kwadratura. Ponadto redaguje portal SNG Kultura. Publikuje felietony, reportaże i recenzje książek oraz spektakli teatralnych, m.in. w „Kalejdoskopie”, prowadzi spotkania z ludźmi kultury. Pomysłodawca i członek kapituły nagrody Armatka Kultury.

16.01.2025 | Piotr Grobliński

Felietony

DYREKTOR

Szczerze mówiąc, nie wyglądał. Nie wyglądał nawet na emerytowanego dyrektora. Nie wyglądał też na bezdomnego. Coś pomiędzy – wyglądał, jakby z kiedyś porządnie ubranego, pewnego siebie mężczyzny ktoś spuścił powietrze. Wyglądał trochę jak bałwan w trzecim dniu odwilży. Ale miał w oczach jakąś radość, rozmarzenie.

CZYTAJ DALEJ +

09.01.2025 | Piotr Grobliński

Felietony

PIERWSZA ROCZNICA ŚMIERCI

Równo rok temu odeszła od nas wyjątkowa osoba - pani Barbara Grzelak, człowiek wielkiego serca, przyjaciółka artystów, twórczyni fundacji SNG Kultura i Sport. Z tej okazji przypominam swój tekst, który ukazał się w czerwcowym numerze "Kalejdoskopu".

CZYTAJ DALEJ +