Teksty / Felietony / MISTRZOSTWA ŚWIATA W RADOŚCI

No i jak tam Święta? Radosne? Kolędy zaśpiewane? Prezenty rozdane? Choinka się świeci? Cieszą się dzieci? Moje wnuki tak się cieszyły, że dałbym ich do reprezentacji Polski na wspomniane w tytule mistrzostwa. Najmłodszy klaskał w dłonie i rytmicznie podrygiwał podczas śpiewania „Przybieżeli do Betlejem”, choć – muszę to samokrytycznie przyznać – nasza rodzinna sztuka wokalna pozostawia trochę do życzenia. Nie tylko w słowach, ale i w nutach jest tam napisane „skocznie”, a my z tą skocznością raczej umiarkowanie sobie radzimy. Z wyjątkiem wnuka.

Z kolei starszy dostał od Mikołaja zdalnie sterowany batmobil, czyli samochód Batmana. Na szczęście dostał go po dzieleniu się opłatkiem i po pierwszych dwóch potrawach, dzięki czemu w ogóle coś zjadł z wigilijnych specjałów. Po rozpakowaniu prezentu już tylko jeździł batmobilem, radośnie wykrzykując: O ja… ale dostałem prezent! Patrzcie! A-le!… Dzieci potrafią się cieszyć – nie ma co. Dorośli niby też się cieszą, ale jakoś mniej spontanicznie to okazują. Ma to swoje plusy, bo gdyby żona do końca wieczoru przymierzała ocieplane rajstopy, raz po raz wychwalając, jakie fajne – mogłoby być dziwnie.

Ja też się cieszę z prezentów. Czekolada, książka, skarpety i dobry alkohol – czegóż chcieć więcej. Od razu przystąpiłem… do lektury. Książka nosi tytuł „Galeria szaleńca”, co mógłbym odczytać jako subtelną aluzję do moich kolekcjonerskich zapędów w dziedzinie sztuk plastycznych. Ale nie odczytałem (tego tak), odczytałem za to pierwszych kilka rozdziałów i spieszę podzielić się z państwem wyczytanymi  w dziele Edwarda Booke-Hitchinga ciekawostkami. Na przykład: znaleziony w grobowcu faraona Tutanchamona sztylet ma ostrze wykonane ze stopu żelaza, niklu i kobaltu, o składzie identycznym ze składem znalezionego również w Egipcie meteorytu. Rękojeść – tu nie ma zaskoczeń – jest po prostu ze złota, mniej wówczas cennego niż żelazo.

A skoro mowa o nożu, to może coś o odcinaniu? W 1715 roku przenoszono słynny obraz Rembrandta „Straż nocna” (tytuł powszechnie stosowany, choć mylący) z siedziby kompanii strzelców do ratusza w Amsterdamie. Ponieważ obraz nie mieścił się w miejscu, gdzie chciano go zawiesić, odcięto znacznej szerokości pasy z każdej strony, pozbawiając nas możliwości obcowania z dwiema postaciami amsterdamskich muszkieterów. Podobno sztuczna inteligencja ma ich jakoś zrekonstruować. Ta historia przypomniała mi losy pewnego rodzinnego mebla. Otóż gdy babcia przeprowadzała się z mieszkania w kamienicy do kawalerki w blokach (co za pomysł, by na starość zamieszkać w kawalerce!), z pięknej, rzeźbionej, trzydrzwiowej szafy musiała zrobić szafę dwudrzwiową. W efekcie szafa miała dwoje drzwi, które otwierały się w tę samą stronę, co w ciasnym przedpokoju stwarzało dodatkowe problemy.

Inny znany obraz – portret Federica da Montefeltro autorstwa Piera della Franceski, przedstawiający z profilu pana w czerwonym toczku na tle rzeki i pagórków, również kryje tajemnicę związaną z ucinaniem (albo lepiej: z wycinaniem). Słynny kondotier, późniejszy książę Urbino, został uwieczniony z dziwnie wyglądającym, haczykowatym nosem. Podobno sam kazał sobie usunąć fragment kości, by… mieć lepsze pole widzenia podczas walki (wróg może czaić się wszędzie, nawet w martwym polu za naszym nosem). Tenże Federico zasłynął potem stworzeniem największej we Włoszech biblioteki (poza watykańską) i wielkim uczuciem do żony, którą nazywał „radością mych godzin publicznych i prywatnych” (mych = jego). Znad książki zapytałem żony, czy mogę ją nazywać radością mych godzin publicznych i prywatnych. Tak – ucięła rozmowę. No to nazywam.

Kolejny prezent czekał na mnie w Internecie. Nieznany mi wcześniej kuzyn żony dostał na gwiazdkę tomik moich wierszy (ktoś miał fantazję – nie ma co) i pochwalił się tym faktem na Facebooku, zamieszczając przy okazji dwa wiersze z książki. Dożyłem zatem tej pociechy… Teraz tylko czekam, aż jakiś książę zakupi moje książki do tworzonej w dalekich krajach biblioteki. Przy okazji podaruje mi nóż ze złotą rękojeścią. Być może przyśle też po nas sterowany zdalnie batmobil. Ale będzie jazda, ja cię…


Autor
Piotr Grobliński, poeta, dziennikarz, publicysta kulturalny. Urodzony w 1966 roku w Łodzi. Jako poeta i recenzent debiutował w 1986 roku w „Odgłosach”. Opublikował sześć tomików poetyckich: Błękitne lustro aksjologii (1990), Filozoficzne aspekty tramwaju (1995), Zgodnie z regułą splotów (1997), Festiwale otwartych balkonów (2005), Inne sprawy dla reportera (2012), Karma dla psów (2018), a także zbiorów felietonów Depilacja okolic serca (2014) i Wanna na wydaniu (2020). Pracuje w Łódzkim Domu Kultury jako redaktor specjalizującego się w poezji wydawnictwa Kwadratura. Ponadto redaguje portal SNG Kultura. Publikuje felietony, reportaże i recenzje książek oraz spektakli teatralnych, m.in. w „Kalejdoskopie”, prowadzi spotkania z ludźmi kultury. Pomysłodawca i członek kapituły nagrody Armatka Kultury.

16.01.2025 | Piotr Grobliński

Felietony

DYREKTOR

Szczerze mówiąc, nie wyglądał. Nie wyglądał nawet na emerytowanego dyrektora. Nie wyglądał też na bezdomnego. Coś pomiędzy – wyglądał, jakby z kiedyś porządnie ubranego, pewnego siebie mężczyzny ktoś spuścił powietrze. Wyglądał trochę jak bałwan w trzecim dniu odwilży. Ale miał w oczach jakąś radość, rozmarzenie.

CZYTAJ DALEJ +

09.01.2025 | Piotr Grobliński

Felietony

PIERWSZA ROCZNICA ŚMIERCI

Równo rok temu odeszła od nas wyjątkowa osoba - pani Barbara Grzelak, człowiek wielkiego serca, przyjaciółka artystów, twórczyni fundacji SNG Kultura i Sport. Z tej okazji przypominam swój tekst, który ukazał się w czerwcowym numerze "Kalejdoskopu".

CZYTAJ DALEJ +