Zacznę od fragmentu wiersza Państwo drzew, który kiedyś napisałem do katalogu wystawy japońskiego grafika. Grafik nazywa się Shigeki Tomura, a wystawa miała miejsce siedem lat temu w Miejskiej Galerii Sztuki. Nie wiem, czy państwo w państwie drzew chcieliby widzieć monarchię czy wzór demokracji. Wiem, że wielu z was chciałoby widzieć więcej drzew w naszym państwie. Tylko jak do tego doprowadzić? Tworząc wiersze o drzewach? Pisząc petycje do parlamentu albo do udzielnych książąt lokalnego samorządu? A może zbierając pieniądze?
Całkiem niespodziewanie podpowiedź znalazłem w telewizorze. Pokazywali sadzenie lasu. Sadzili ludzie z fundacji Las na Zawsze, która zgodnie z nazwą zajmuje się ponownym zadrzewianiem kraju. Tym razem towarzyszył im Jurek Owsiak (być może dlatego zainteresowały się tym media), ale każda osoba prywatna, firma czy instytucja może mieć swój las. Albo kawałek. Fundacja kupuje ziemię, sadzi i pilnuje, by nikt lasu nie wycinał. Na razie nie jest to trudne, bo działają na tyle krótko, że posadzonych przez nich drzew jeszcze nikt wycinać nie zamierza. Jak będzie potem – zobaczymy. Ale przynajmniej w założeniach te drzewa nie mają być surowcem dla przemysłu czy biopaliwem, mają rosnąć i trwać, produkować tlen, szumieć przyjemnie, dawać cień i mieszkanie dla różnych żyjątek.
Superpomysł – pomyślałem, bo generalnie wierzę w taki sposób załatwiania spraw. Pieniądze często pomagają osiągać cele, w które się wierzy. Są też wyznacznikiem (niedoskonałym, ale jednak) zaangażowania w sprawę. Zależy ci na przyrodzie, klimacie i drzewach? Posadź las. Kup ziemię (niekoniecznie przez fundację) i posadź las. Nie przesadzaj z protestami – posadź las. Gdy ktoś poważnie choruje i potrzebna jest operacja, nie podpisujemy petycji do zagranicznych klinik, nikt też nie organizuje demonstracji przeciwko chorobie. Ludzie zbierają pieniądze i czasami udaje się kogoś uratować. Oczywiście można tu wytoczyć kontrargument, że nie po to płacimy podatki, żeby z własnej kieszeni finansować sadzenie lasów. Może jeszcze parki mamy miastu fundować? Może mamy podkupować deweloperów i w miejsce zaplanowanych już apartamentów zielone tereny projektować? A dlaczego nie – odpowiem pytaniem na te sceptyczne uwagi. Mało to parków w naszych miastach stworzyli fabrykanci? Mało dworskich nasadzeń do dziś istnieje wokół zrujnowanych na ogół budynków?
Tak naprawdę nie trzeba nawet sadzić (o ile nie zależy nam na parkowych założeniach w stylu dworu Krzysztofa Pendereckiego), wystarczy nic nie robić z ziemią, a las sam wyrośnie. Nie twierdzę, że nie trzeba potem o niego dbać, leśnik to jest potrzebny i pożyteczny zawód. Ale w Amazonii czy w Papui Nowej Gwinei las dobrze sobie radzi bez człowieka, a gorzej z człowiekiem. Może więc płacić nie tylko za sadzenie, ale i za niewycinanie? Ciekawym przyczynkiem może tu być historia ekwadorskiego parku narodowego Yasuni, w którym oprócz pięknej przyrody znajdują się też złoża ropy naftowej. W 2007 roku Ekwador na forum ONZ przedstawił propozycję: nie będziemy wydobywać ropy z cennych przyrodniczych terenów, jeśli zapłacicie nam 3,6 miliarda dolarów (w ciągu kilkunastu lat). Nawet jakoś się tam dogadali i podpisali porozumienie – świat miał się zrzucić na tropikalne lasy, czyli pośrednio na tlen. Ale zbieranie pieniędzy szło jak ściąganie składek w zakładowej organizacji związkowej. Różni prywatni filantropi (m.in. Leonardo DiCaprio) wpłacili, ale rządy bogatszych państw nie spieszyły się z regulowaniem zobowiązań. Po trzech latach prezydent Ekwadoru zerwał porozumienie (według niektórych doniesień miał taki plan od początku).
Trochę to pachnie szantażem, ale jak się dobrze zastanowić… Kraje płacą za wytworzony w swoich fabrykach dwutlenek węgla, dlaczego nie miałyby płacić za wyprodukowany w lasach deszczowych tlen? Z drugiej strony według tej logiki jakiś kraj mógłby na przykład zażądać: nam też zapłaćcie, bo przestaniemy oczyszczać ścieki. No i chcieć pieniędzy za wodę z rzeki, która ma na jego terytorium źródła. Albo wziąć forsę za zachowanie lasów, a potem i tak wydobywać po cichu ropę. Albo jakiś dyktator (a może i demokratyczny rząd) mógłby za otrzymane pieniądze zakupić broń lub ekskluzywne limuzyny. Zagrożeń jest wiele, więc na wszelki wypadek wpłacają tylko bogaci entuzjaści bujający w obłokach. Powróćmy na ziemię, naszą polską, i zmierzmy się z dwoma sposobami myślenia (i działania). Pierwszy polega na nakładaniu kar za wycięcie drzew, drugi polegałby na premiowaniu niewycinania. Nie wytniemy puszczy, ale zapłaćcie naszej zalesionej gminie. Oczywiście płacenie ludziom za pozostawienie drzewa w ogrodzie jest nierealne (bo z czego sfinansować program drzewo+), ale już rezygnacja z pobierania podatku leśnego wydaje się całkiem rozsądnym postulatem. W Polsce właściciele lasów płacą podatek powiązany z ceną drewna (tak jakby las był magazynem wypełnionym towarem do sprzedania). Może gdyby się nie płaciło, ludzie inwestowaliby w lasy?
Ciekawe, jakie w państwie drzew obowiązują stawki podatkowe? Czy istnieje tam podatek od nieruchomości? Czy jest zróżnicowanie stawek w zależności od wielkości korony? I czy PKB mierzy się przyrostem słojów?
Felietony
Szczerze mówiąc, nie wyglądał. Nie wyglądał nawet na emerytowanego dyrektora. Nie wyglądał też na bezdomnego. Coś pomiędzy – wyglądał, jakby z kiedyś porządnie ubranego, pewnego siebie mężczyzny ktoś spuścił powietrze. Wyglądał trochę jak bałwan w trzecim dniu odwilży. Ale miał w oczach jakąś radość, rozmarzenie.
Felietony
Równo rok temu odeszła od nas wyjątkowa osoba - pani Barbara Grzelak, człowiek wielkiego serca, przyjaciółka artystów, twórczyni fundacji SNG Kultura i Sport. Z tej okazji przypominam swój tekst, który ukazał się w czerwcowym numerze "Kalejdoskopu".