W Wielkiej Brytanii zabrakło paliwa na stacjach benzynowych. Jedni twierdzą, że nie ma go na 90% stacji, inni – że na 90% jest. Nie wiem, nie byłem, widziałem tylko zdjęcia dystrybutorów z napisem „Sorry, out of use”. Czyli że nie ma, a nie ma, bo nie dowieźli. A nie dowieźli, bo nie ma… kierowców ciężarówek (bo brexit). Jest więc tak, że na stacjach są kolejki kierowców, bo nie ma kierowców. Kierowcy (ci czekający w kolejce) mogliby sami sobie przywieźć benzynę z rafinerii, ale nie mają uprawnień do kierowania cysternami. Mogliby też pojechać do rafinerii i tam zatankować, ale pewnie nie ma tam jak dokonać detalicznej sprzedaży. Ciekawe, czy samochód-cysterna też musi tankować na stacji (do swojego małego zbiornika na własny użytek, nie do tego dużego, w którym przewozi ładunek). Jeśli tak, to naprawdę będzie problem – ktoś przecież musi przywieźć na stację benzynę, by mogły zatankować cysterny do przewozu benzyny. A może królowa udostępni londyńczykom swoich 100 karet i powozów? A może kilka zostanie szybko przerobionych na cysterny.
No jasne, że żartuję z tą królową. Tak samo zażartuję, gdy zaraz poddam pod rozwagę pomysł, by na stacje benzynę dowozili rowerowi kurierzy Glovo z wielkimi torbami na plecach. Ostatnio spotkałem takiego o północy na moich głębokich przedmieściach. Jechał w stronę pól malowanych zbożem rozmaitem (czyli na wschód), a chciał do Manufaktury (czyli do centrum). Zorientowałem się po skierowanym do mnie pytaniu, że gawarit po ruski, więc zawróciłem go i pokazałem drogę na zachód (czyli jakby do Wielkiej Brytanii). Zdjes niet, zdjes kaniec garoda. Tak mu powiedziałem. Nieźle, co? Ciekawe, o której dotarł z tą swoją pizzą czy kebabem do klientów czekających na dostarczenie przysmaków. Rower miał w każdym razie mało wyścigowy. I tak właśnie wygląda zglobalizowana gospodarka – Ukrainiec z torbą pizzy próbuje się odnaleźć w polskim mieście za pomocą chińskiego telefonu. Globalny (glovalny) łańcuch dostaw spada z kółka przerzutki.
A miało być tak pięknie – platformy produktowe i usługowe miały łączyć klientów z producentami, Internet miał załatwiać wszelkie problemy logistyczne, towary miały płynąć i latać dronami pod nasze drzwi. Tymczasem w angielskich sklepach półki świecą pustkami, a w Chinach świecą świeczkami, bo nie ma prądu. W związku z tym niedługo na całym świecie zabraknie wszystkiego, bo przecież to w Chinach produkuje się większość dóbr tego świata. Na razie brakuje chipów, bo trudno o półprzewodniki. A chipy teraz, panie, wsadzają do wszystkiego oprócz chipsów. Dlatego gdy brakuje chipów, to nie ma jak produkować samochodów i niedługo nie będzie miał kto czekać w kolejce po benzynę.
Sami to sobie zrobiliśmy, sami wymyśliliśmy świat idiotycznego przerzucania wszystkiego w tę i we w tę – przez morza i oceany. Chciałem ostatnio kupić różę i poznałem przy okazji świat. Miła pani kwiaciarka uświadomiła mi, jak się rzeczy mają w branży różanej – miała kwiaty z Holandii, z Afryki i z Ekwadoru. Z Ekwadoru! Wiecie, gdzie leży Ekwador? Na równiku, między Peru a Kolumbią. A i tak się opłaca stamtąd przywozić róże. Mają wyjątkowo duże kwiaty – to cud, że mieszczą się w samolocie. – A polskich pani nie ma? – Te są polskie – kwiaciarka pokazuje stojący trochę z boku wazon. – A jak się nazywa ta odmiana? – El Toro. Gdy opowiedziałem to żonie, aż usiadła z wrażenia na jednym z naszych malezyjskich krzeseł.
Wydawało się, że wraz z rozwojem Internetu i telefonii komórkowej rośnie znaczenie metafory sieci w myśleniu o rzeczywistości. Sieciowość to sposób komunikacji, ale też nowoczesna struktura organizacji, sposób działania. Organizacje pozarządowe na przykład uwielbiają spotkania sieciujące. Co by to miało znaczyć? Chodzi po prostu o nawiązywanie kontaktów, współpracę w różnych konfiguracjach. Zaletą układów sieciowych (w odróżnieniu od struktur hierarchicznych) jest elastyczność i odporność na sytuacje kryzysowe (zerwane połączenie zawsze da się obejść przez sąsiedni węzeł sieci), a także otwartość i demokratyczność (równość wszystkich oczek). I oto nagle okazuje się, że bardziej przydatne do opisu rzeczywistości jest pojęcie łańcucha – archaiczne jak buda dla psa albo papierowe ozdoby choinkowe. Globalny łańcuch dostaw zostaje przerwany i wszystko się sypie. Myślimy i działamy jednak linearnie, a system jest tak mocny, jak jego najsłabsze ogniwo.
Foto: Krzysztof Golec-Piotrowski
Felietony
Szczerze mówiąc, nie wyglądał. Nie wyglądał nawet na emerytowanego dyrektora. Nie wyglądał też na bezdomnego. Coś pomiędzy – wyglądał, jakby z kiedyś porządnie ubranego, pewnego siebie mężczyzny ktoś spuścił powietrze. Wyglądał trochę jak bałwan w trzecim dniu odwilży. Ale miał w oczach jakąś radość, rozmarzenie.
Felietony
Równo rok temu odeszła od nas wyjątkowa osoba - pani Barbara Grzelak, człowiek wielkiego serca, przyjaciółka artystów, twórczyni fundacji SNG Kultura i Sport. Z tej okazji przypominam swój tekst, który ukazał się w czerwcowym numerze "Kalejdoskopu".