Mam takie wspomnienie z dzieciństwa: Leżę zimą w łóżku, jest wieczór, czytam książkę. Ta książka to „Król Maciuś Pierwszy” Janusza Korczaka z ilustracjami Jerzego Srokowskiego. W końcu przysypiam, ale na granicy jawy i snu przychodzi coś w rodzaju półsennego marzenia. W tej onirycznej wizji mieszkam w dziupli wielkiego drzewa. Na dworze pada śnieg, wicher wznieca zadymkę, a w mojej dziupli jasno (jest tam jakieś oświetlenie), ciepło i przytulnie. Mam też trochę smakołyków jak jakaś zapobiegliwa wiewiórka. Jak miło – zwijam się w kłębek i szczelnie owijam kołdrą. Ten półsen będzie do mnie powracał przez lata.
Na pewno można to jakoś psychoanalitycznie zinterpretować, może to być jakiś kompleks czy archetyp. Tropy zdają się prowadzić do matki. Ale kto tam wie, co piszczy w trawie podświadomości, kto zna zawiłości dziecięcych senników… Być może to jakieś echo oglądanych w tamtym czasie bajek – „Żwirka i Muchomorka” oraz „Krecika”. Dwaj pierwsi mieli domek w starym drzewie, ten trzeci – przytulną norkę pod ziemią. A gdy dodamy do tej listy Reksia z jego budą, model ciasnego, ale własnego, przytulnego kącika staje się marzeniem tak oczywistym, jak pragnienie małego mieszkanka na Mariensztacie.
Coś w tym musi być uniwersalnego – jakaś powracająca tęsknota. Domki na drzewie, szałasy, bazy w krzakach, namioty w ogródkach, potem kluby młodzieżowe w piwnicach bloków, anektowane przestrzenie strychów. Małe światy, które można urządzić po swojemu, nad którymi można zapanować, jednocześnie odcinając się od rzeczywistości. Dla dorosłych facetów czymś podobnym mogą być garaże, w których (przy których) spotykają się w piątkowe wieczory niby to pogrzebać w swoich samochodach. Niby coś naprawiają, ale co tam dziś można naprawiać w samochodzie, zwłaszcza w nowszych modelach. Ale i tak przychodzą, gadają, popijają piwo, słuchają deszczu dzwoniącego o blaszane dachy. Patrzą na garażowe wrota do ich męskiego światka.
Przez chwilę chciałem nazwać garaż dziuplą zmotoryzowanych wiewiórek, ale wtedy samochód musiałby być kradziony. Nieoczekiwanie język podpowiada tu negatywne skojarzenia. Podobnie rzecz ma się z norą, ciasną, wilgotną i ciemną. Może nawet zagrzybioną. Pozytywny wydźwięk ma jedynie gniazdo, albo jeszcze lepiej – gniazdko. Zakochani wiją sobie gniazdka, kawaler niczym borsuk – mości sobie gniazdko w kawalerce. Jedynie złe ptaki własne gniazda kalają. Za to dzięcioły swoje dziuple wykuwają. Każdy kowalem swego gniazda – mogłoby brzmieć ich przysłowie. Na pewno chętnie posługiwaliby się nim deweloperzy, sprzedawcy snów o domku.
Felietony
Sto lat temu zmarł Władysław Reymont, wielki pisarz, noblista, autor... no właśnie. "Ziemię obiecaną" i "Chłopów" zna każdy (prawie) każdy głupi, a i wielu mądrych. Ale te mniej popularne utwory, na przykład "Pielgrzymkę do Jasnej Góry", "Marzyciela" czy "Bunt"? Ja właśnie nadrabiam zaległości z okazji Roku Reymonta. Nadrabiam, ale i odkrywam wielce ciekawe rzeczy.
Felietony
Mieliśmy wybory, a przedtem kampanię. Słowo zaczerpnięte z języka wojennego, nie bez powodu. Potyczki, zaczepki, rywalizacja mało rycerska trwała przez długie miesiące. No ale teraz już spokój - myślałem naiwnie. Myślałem, że politycy zabiorą się do pracy, a znajomi na Facebooku wrócą do postów o kotach i zmianach w przyrodzie. Powiem wprost - myliłem się.