Teksty / Felietony / DOZWOLONE – ODZWOLONE

Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za sześcioma dolinami jest dolina siódma – Krzemowa. W tej Dolinie Krzemowej czarodzieje tworzą nasz cyfrowy świat, a po pracy zakładają rodziny. Ich dzieci chodzą do szkół, na przykład do Waldorf School of Peninsula, w której w ogóle nie korzysta się z komputerów. Tak, elitarna szkoła dla dzieci pracowników Apple’a, Google’a czy innego Yahoo zabrania używania tabletów, smartfonów itd. Dlaczego? Bo nie rozwijają kreatywności ani wyobraźni, uzależniają, ograniczają umiejętności społeczne. Dzieci powinny rysować, chodzić na wycieczki, dyskutować z nauczycielami, uprawiać sport. Uczyć się współpracy i rozwiązywania problemów. Nowoczesne technologie wcale tego nie ułatwiają, a może nawet w takim rozwoju przeszkadzają. Co nie oznacza, że kształcone w ten sposób dzieciaki nie zostaną programistami czy wynalazcami – jeśli nauczą się twórczo myśleć, technologię opanują w swoim czasie.

Co ciekawe, innym rejonem świata, gdzie dzieci chroni się przed elektroniką, jest Daleki Wschód, czyli wschodnia Azja. Na przykład w Korei obowiązywało tzw. prawo Kopciuszka, zakazujące dzieciom do lat 16 korzystania w nocy z Internetu. Oczywiście chodzi o Koreę Południową – kraj dominujący w przemyśle elektronicznym. Nie budzi (a może budzi) zaskoczenia fakt, że uczniowie z Korei osiągają jedne z najlepszych wyników w międzynarodowych testach rozumowania matematycznego. W ogóle Azja w testach PISA rządzi (mówiąc bardziej tradycyjnie – króluje). Mali Chińczycy wygrywają z resztą świata nie tylko w ping-ponga, ale też w takich konkurencjach, jak czytanie ze zrozumieniem, matematyka czy rozumowanie w naukach przyrodniczych. A jak jest w Chinach z graniem na komputerze? Właśnie partia ograniczyła uczniom możliwość tej rozrywki do 3 godzin tygodniowo (i naprawdę wierzę, że władza jest to w stanie wyegzekwować). Wniosek nasuwa się sam: im mniej komputerów w wieku dziecięcym, tym lepsze wykształcenie. I tm lepsi specjaliści od komputerów w wieku dojrzałym.

Przez wyrównywanie szans edukacyjnych często rozumie się fundowanie młodzieży z biedniejszych rodzin tabletów czy dostępu do komputerowych pracowni. Innowacyjni nauczyciele chwalą się pomysłami edukacyjnymi w rodzaju: młodzież pod okiem opiekuna prowadzi facebookowy profil Zygmunta III Wazy. Być może jednak niedługo – paradoksalnie – będziemy mówić nie o cyfrowym wykluczeniu, ale o cyfrowym obciążeniu zaniedbanej młodzieży. Zaniedbanej, czyli pozostawionej sam na sam z telefonem, tabletem i konsolą, pozbawionej umiejętności rozmowy, zabawy, lektury. Oczywiście, oczywiście… są różne gry – niektóre czegoś tam uczą, Internet to kopalnia wiedzy, w czasie pandemii lepsza nauka zdalna niż żadna. Ale fakt jest faktem – życie bez reklam już jest luksusem, za który trzeba płacić. Niedługo takim luksusem będą godziny bez komputera i telefonu.

Długo miałem taką ideę, że nie pozwolę synowi na posiadanie komórki. Piłka, książki, hantle, albumy o sztuce, rower, płyty z różnych muzycznych światów – to są zabawki dla młodego chłopaka. Tak myślałem wiele lat temu. Udało się do połowy drugiej klasy gimnazjum – wtedy naciski były już tak mocne, że nie opłacało się przeciągać struny. Kto naciskał? Wszyscy: syn, reszta rodziny łącznie z żoną – moją, nie syna (będzie bezpieczniejszy, będzie z nim kontakt na wakacjach), a przede wszystkim grupa rówieśnicza (i tak miał telefon jako ostatni z całej klasy). W końcu więc się zgodziłem i kupił sobie ten telefon za własne pieniądze. I ma. Nielimitowane rozmowy do wszystkich sieci. I na stacjonarne (czyli do mnie). Czasami nawet zadzwoni i jest miło. Zobaczymy, kiedy kupi telefon swojemu synowi.

No właśnie – wróćmy, drodzy rodzice, do baśniowej Kalifornii. Skoro pracownicy największych firm z branży cyfrowej nie dają komputerów swoim dzieciom, to ja im wierzę. W ogóle mógłby to być uniwersalny test. Kupujmy tylko to, co producenci dają swoim dzieciom. Reklama napoju – a co pije na co dzień dziecko pana producenta? Dobre lekarstwo lub suplement diety – niech lekarz pokaże, jak karmi nim swoje pociechy. Prawdziwy lekarz, nie aktor grający lekarza w reklamie. Bezpieczny samochód? Tu też działa ten sam mechanizm – bezpieczny to ten, który właściciel salonu kupuje córce, by dojeżdżała na uczelnię. A najlepsze felietony to te, które podsyłamy dzieciom na Facebooku.


Autor
Piotr Grobliński, poeta, dziennikarz, publicysta kulturalny. Urodzony w 1966 roku w Łodzi. Jako poeta i recenzent debiutował w 1986 roku w „Odgłosach”. Opublikował sześć tomików poetyckich: Błękitne lustro aksjologii (1990), Filozoficzne aspekty tramwaju (1995), Zgodnie z regułą splotów (1997), Festiwale otwartych balkonów (2005), Inne sprawy dla reportera (2012), Karma dla psów (2018), a także zbiorów felietonów Depilacja okolic serca (2014) i Wanna na wydaniu (2020). Pracuje w Łódzkim Domu Kultury jako redaktor specjalizującego się w poezji wydawnictwa Kwadratura. Ponadto redaguje portal SNG Kultura. Publikuje felietony, reportaże i recenzje książek oraz spektakli teatralnych, m.in. w „Kalejdoskopie”, prowadzi spotkania z ludźmi kultury. Pomysłodawca i członek kapituły nagrody Armatka Kultury.

16.01.2025 | Piotr Grobliński

Felietony

DYREKTOR

Szczerze mówiąc, nie wyglądał. Nie wyglądał nawet na emerytowanego dyrektora. Nie wyglądał też na bezdomnego. Coś pomiędzy – wyglądał, jakby z kiedyś porządnie ubranego, pewnego siebie mężczyzny ktoś spuścił powietrze. Wyglądał trochę jak bałwan w trzecim dniu odwilży. Ale miał w oczach jakąś radość, rozmarzenie.

CZYTAJ DALEJ +

09.01.2025 | Piotr Grobliński

Felietony

PIERWSZA ROCZNICA ŚMIERCI

Równo rok temu odeszła od nas wyjątkowa osoba - pani Barbara Grzelak, człowiek wielkiego serca, przyjaciółka artystów, twórczyni fundacji SNG Kultura i Sport. Z tej okazji przypominam swój tekst, który ukazał się w czerwcowym numerze "Kalejdoskopu".

CZYTAJ DALEJ +