Napisałem kiedyś wiersz, który zyskał pewną popularność. Doczekał się publikacji, tłumaczeń, nagrań w aktorskim wykonaniu, a nawet dwóch etiud filmowych. Zdarzyło mi się nawet słyszeć o nim z ust przypadkowo spotkanych spacerowiczów. Czyli trafił nie tyle pod strzechy, co na osiedlowe skwerki. Teraz powraca za sprawą AI.
Oryginalny wiersz brzmiał tak:
* * *
nasze życie jest obliczone
na cztery psy
pierwszy tak się składa
zdycha gdy jesteś na wakacjach
ojciec bierze na siebie
jego śmierć
drugi umiera sam
nie masz akurat czasu
by mu pomóc płaczesz
dopiero gdy go chowasz w ziemi
trzeciego długo wozisz po
weterynarzach choć wcześniej
raczej się śmiałeś z tanich
egzaltacji
z czwartym starzejecie się razem
spacerując coraz wolniej coraz
głośniej gadając do siebie
na ulicy
nasze życie jest obliczone
na cztery psy
jest oblizane
A teraz nowa wersja, stworzona przez sztuczną inteligencję, która została poproszona (nie przeze mnie) o kocią wersję tego wiersza, czyli o takie niby tłumaczenie na język zrozumiały dla właścicieli i wielbicieli kotów. Wybór kot czy pies to jak dylemat: The Beatles czy The Rolling Stones, Mozart czy Bach? Niby nierozstrzygalny, ale każdy swoje wie. I nie przetłumaczysz…
* * *
nasze życie jest obliczone
na cztery koty
pierwszy przychodzi przypadkiem zostaje
choć nikt go nie zaprasza mruczy
gdy płaczesz w poduszkę
znika gdy zaczynasz nowe życie
drugi jest już twój na zawsze
dopóki nie otworzy drzwi
wyjdzie wieczorem jak zawsze
tylko tym razem nie wróci
trzeciego szukasz w schronisku
wybierasz takiego
co nikogo nie miał
nosicie razem swoje blizny
aż w końcu uczysz się
zasypiać bez niego
czwarty śpi na twoich kolanach
coraz częściej i coraz dłużej
a ty uczysz się że miłość
to głaskanie aż do końca
nasze życie jest obliczone
na cztery koty
jest ocierane wąsami
Czy sztuczna inteligencja dała radę? Pomijając groteskową puentę, nie wyszło źle. Są nawet dobre momenty, na przykład nosicie razem swoje blizny. A jednak (na razie) czegoś chyba brakuje. Niby to samo, ale drugi wiersz jest o czymś innym. Gdzieś przepadł w tłumaczeniu (a może się tylko zatarł) podział życia na cztery epoki z odmienną wrażliwością w każdej z nich, wyrażoną zmianą słownictwa. Odnoszę wrażenie, że transpozycja odbywała się etapami – jakby każda zwrotka powstawała oddzielnie. To szereg dopasowań, rozwiązywanie poszczególnych problemów warsztatowych, ale bez wizji całości.
Tak się trochę pocieszam, że jeszcze sztuczna inteligencja nie dorównuje, że jeszcze mamy przewagę. Ale właściwie to już niedługo nie będzie wiadomo. Zarówno wiersze, jak i ich analizy znajdziemy w komputerach, wpadniemy w sieć. Nasze życie będzie obliczane.
Felietony
W marcowym "Kalejdoskopie" wywiad z Arturem Domosławskim, laureatem Łódzkiej Nagrody Literackiej im. Juliana Tuwima. Autorem słynnej biografii Ryszarda Kapuścińskiego, a także mniej słynnej biografii Zygmunta Baumana. Ostatnio opublikował tom Rewolucja nie ma końca, poświęcony Ameryce Łacińskiej. Jak sam przyznaje, "doświadczenie latynoamerykańskie wpływa na mój (czyli jego) sposób pisania również o Polsce". Nigdy nie byłem w Ameryce - być może dlatego się różnimy.
Felietony
Dosyć już o tych pączkach. Ile można czytać o cenach słodyczy u Magdy Gessler, o domowych recepturach babci, ile można śledzić osiedlowe rankingi cukierni. Nawet doniesienia o facecie, który po operacji przegrody wciągnął nosem dwadzieścia pączków w minutę, w końcu mogą się przejeść. Dlatego pisząc felieton w czwartek tłusty jak flaki z olejem, skupię się na przymiotnikach.