Mimo krótkowzroczności dojrzałem i odczytałem. Napis na ścianie budki chroniącej systemy wentylacyjne podziemnego dworca. Nie było to żadne graffiti ani ostrzegawczy komunikat, raczej wyglądało to na reklamę. Dojrzeć – to mogło zapowiadać dalszą część, która pojawi się za tydzień. Ale dalsza część była na kolejnych ścianach czarnego sześcianu. Gdy się go obeszło wokół, można było złożyć do kupy aforyzm Jana Sztaudyngera: Trzeba dojrzeć, aby dojrzeć. Taka instalacja autorstwa grafika Łukasza Zbieranowskiego. Wygląda intrygująco, a i treść niegłupia. Pewne rzeczy dostrzegamy dopiero z czasem, zdolność ich widzenia przychodzi z doświadczeniem. Oczywiście to „widzenie” jest metaforą poznania, zrozumienia – dosłownie rzecz biorąc, z wiekiem wzrok się raczej przytępia. Umysł zresztą też, ale później. Mój jeszcze pozwala jako tako kombinować, więc proponuję swoją wersję sentencji: Trzeba pojąć, aby pojąć. Żonaci więcej rozumieją z życia.
A może to znak? Akurat dzień przed Wigilią zauważyłem ten napis. Trzeba dojrzeć, żeby dojrzeć znak. Trzeba być mędrcem (królem, magiem), żeby wypatrzeć nową gwiazdę na niebie i wiedzieć, co znaczy jej nagłe pojawienie się. Pastuszkom (biedakom) podpowiedzą aniołowie, trzej królowie muszą sami wypatrywać znaku. Klasa średnia całą sprawę przegapi (zajęta interesami), odmówi nawet miejsca w gospodzie. Kto przybieży, ten przybieży. Kto pojmie, ten klęknie z bydlętami. Tajemnica wcielenia, cud narodzin. Trzeba pojąć…
Narodziny – miłość – hymn do miłości – widzimy jakby w zwierciadle, niejasno – wtedy zaś… Święty Paweł posłużył się w swoim hymnie metaforą zwierciadła. Zwierciadło coś odzwierciedla, czyli pozwala zobaczyć, poznać. Ale w tamtych czasach lustra były jeszcze bardzo niedoskonałe. Nie używano szkła, tylko polerowanej miedzi lub brązu. Odbity obraz nie był wyraźny. Metafora znaczyła więc: Teraz (na ziemi?, w tym życiu?) widzimy niejasno, ale kiedyś poznamy w pełni. Życie jako dojrzewanie do tego pełnego poznania?
Ale metafory nie są tylko ozdobnikami, nie służą (tylko) do powiedzenia czegoś w ładniejszy sposób. Metafory pracują, niosą ze sobą bagaże skojarzeń, obrazów, kontekstów. Jakby w zwierciadle znaczy „niejasno”, ale kojarzy się też z odbiciem, przeglądaniem się i wieloma jeszcze sprawami. Na przykład z lustrzanym odbiciem: odwróceniem liter i podnoszeniem lewej ręki zamiast prawej. Jeżeli widzimy „jakby w zwierciadle”, to czy widzimy w odwróceniu? Może też rozumiemy w odwróceniu – dlatego lewica miesza się nam z prawicą.
A może coś jeszcze powiedzą nam inne metafory? Na przykład: teraz widzimy niejasno, jakbyśmy byli epistemologicznymi krótkowidzami. Albo: teraz widzimy niejasno, jakby w rozpikselowaniu. Czy może: teraz widzimy niejasno, jak na nieostrej fotografii. Kiedyś zobaczmy naprawdę: ktoś rozda nam okulary, wyreguluje ostrość w obiektywie, zwiększy rozdzielczość i podkręci kontrast. Ktoś zerwie zasłonę… zoperuje zaćmę. Każdy krótkowidz przeżywa codziennie takie metaforyczne oświecenie. To moment, gdy zakładamy okulary albo wkładamy soczewki. Im wyższa wada, tym większy efekt. Najpierw widzimy niewyraźnie i nagle wszystko nabiera kształtów, pojawiają się szczegóły, ludzie wokół mają dające się rozpoznać twarze. Na twarzach da się odczytać emocje.
Gdy byłem młodzieńcem, myślałem jak młodzieniec – postanowiłem nie nosić okularów, by trenować słaby wzrok. Jakoś sobie radziłem z krótkowzrocznością, choć często nie poznawałem ludzi i nie kłaniałem się im na ulicy (potem na wszelki wypadek mówiłem dzień dobry każdemu przechodniowi, jakbyśmy mijali się na górskim szlaku, a nie na chodniku pod blokiem). Konkretne osoby rozpoznawałem po sposobie chodzenia lub po charakterystycznych elementach garderoby, co prowadziło nieraz do zabawnych sytuacji. Kiedyś pomyliłem nawet żonę z kapeluszem. Przełom nastąpił, gdy na wakacjach spytałem o drogę wystawiony przed sklep stand reklamowy ze zdjęciem znanego koszykarza w skali 1:1. Rozmawialiście kiedyś z Michelem Jordanem? Ja próbowałem, ale Jordan na to ani słowa. I wtedy dojrzałem do noszenia okularów. Święta to dobry czas na założenie metafizycznych soczewek kontaktowych.
Felietony
Szczerze mówiąc, nie wyglądał. Nie wyglądał nawet na emerytowanego dyrektora. Nie wyglądał też na bezdomnego. Coś pomiędzy – wyglądał, jakby z kiedyś porządnie ubranego, pewnego siebie mężczyzny ktoś spuścił powietrze. Wyglądał trochę jak bałwan w trzecim dniu odwilży. Ale miał w oczach jakąś radość, rozmarzenie.
Felietony
Równo rok temu odeszła od nas wyjątkowa osoba - pani Barbara Grzelak, człowiek wielkiego serca, przyjaciółka artystów, twórczyni fundacji SNG Kultura i Sport. Z tej okazji przypominam swój tekst, który ukazał się w czerwcowym numerze "Kalejdoskopu".